Herkules, musiałam przeczytać Twoje ostatnie posty kilkakrotnie, by uwierzyć, że napisałeś, to co napisałeś. Nie mieści mi się w głowie, że młody, widać po niektórych wypowiedziach, że niegłupi, ceniący swoje umiejętności człowiek może mieć takie podejście do spraw związanych z pracą zarobkową.
Ta zasada sprawiła, że polscy specjaliści zasilają dziś szeregi zagranicznych firm. Skala porównania jest być może przesadzona, ale trzeba zrozumieć, że w relacji zawodowej (nawet jeżeli jest to napisanie kilku zdań w internecie czy rozdawanie ulotek za piątaka) nie ma miejsca na wartościowanie stron umowy. Z twojej wypowiedzi wynika, że textbookers robi copywriterom łaskę, pozwalając szlachetnie dorobić kilka złotych. Jest to tak samo śmieszne, niepoważne i (no kurde naprawdę!) uwłaczające samemu sobie, że szokujące. Takie myślenie spowodowało, że w Polsce tylko bogatsza strona umowy jest istotna. Operator komórkowy może nie dotrzymać warunków, blokując ci połączenia na dobę czy dwie, ale konsument ponosi karę finansową za każde odstępstwo od zapisów. Ludzie machają po prostu na takie sprawy ręką, a jak już ktoś narzeka na swoją pracę, to w ogóle roszczeniowy ignorant. Trzeba się cieszyć, że się pracę ma! Jakąkolwiek. Jeszcze, gdzieś tam pokutuje w głowach Polaków przekonanie, że najbardziej szanujemy człowieka, który popyla do pracy sto kilometrów na boso, tyra przez 23 godziny, a w wolnym czasie skręca długopisy.
Poważne podejście do pracy, a przede wszystkim zorientowane na współczesne warunki ekonomiczne nie ma nic wspólnego z poddaństwem. Warto wnosić sugestie, reagować na sytuacje patologiczne, mieć pretensje, a nawet kategorycznie domagać się, by ten pracodawca tworzył coraz lepsze warunki do zarabiania. Ja, Ty czy ktokolwiek inny wypowiadający się w tym temacie ma takie samo prawo dyskutować o współpracy i oceniać jej jakość, jak sam serwis i klienci mają prawo ocenić tekst krytycznie, zwrócić go do poprawki, zrezygnować z usłu Tak samo twoja praca związana z pisaniem pozwala właścicielowi wyjść do kina i zapłacić rachunki, jak jego praca przy zarządzaniu serwisem pozwala zrealizować (nieważne jakie i jak wyceniane) potrzeby tobie. Pomiędzy byciem roszczeniowym i narzekającym Polaczkiem a pokornym człowiekiem pracującym za przysłowiową miskę ryżu jest jeszcze szerokie spektrum postaw wobec zatrudnienia.
Trzeba jednak zrozumieć, że harmonii nie osiągnie się bez komunikacji i wymiany doświadczeń na linii pracodawca - pracownik. Tylko wtedy będą powstawały firmy dbające o jakość usług, mające szansę na długofalowy sukces. To czy kogoś pretensje, pytania, wątpliwości są zasadne czy roszczeniowe roztrząsa się w bezstronnej dyskusji, a nie sięgając w swoje jakieś kulturowo-społeczne przekonania, że praca to łaska, a w niedzielę się odpoczywa.
Na szczęście właściciele textbookersa pokazują, że podzielają raczej moją opinię. W gronie ich copywriterów czuję się istotnym elementem, nie boję się zgłaszać sugestii i oceniać warunków pracy, a żadne moje pytanie, zadane tutaj czy mailowo, nie doczekało się odpowiedzi zbywającej czy umniejszającej mojej pracy. Ja też zapytałam o przelew po zmianach zasad, czy "płakałam", że "tu mi proszę pana nie działa, a ten zleceniodawca to się nie zna". Właściciele co chwilę praktycznie wprowadzają zmiany i eksperymentują. Większość tych zmian jest odpowiedzią na dyskusję w tym temacie. Dotyczą zarówno kwestii kosmetycznych, jak i najistotniejszych w pracy zarobkowej - oceny jej jakości, wypłat czy terminów. To, że propozycji zmian jest jeszcze wiele to dla nich bardzo korzystna sytuacja. Textbookers stara się chyba robić miejsce, gdzie zleceniodawca nie będzie ważniejszy od copywritera, a copywriter od zleceniodawcy. Liczę się z tym, że wymaga to czasu, czasem metody "prób i błędów", a nawet potknięć po obu stronach. Wydaje mi się też, że nie mówimy tu o międzynarodowym gigancie z iluś tam letnim doświadczeniem czy ludziach, którzy mając miliony, założyli sobie stronkę ze zleceniami, a takich, którzy prawdopodobnie drżeli ze strachu czy ten projekt wypali czy nie. Stworzyli sobie sami środowisko pracy, a próbując czegoś nowego, ryzykowali wiele. Jeżeli jest to chociaż minimalnie zgodne z prawdą, to jestem pewna, że doceniają każdy napisany post w tym temacie, każde zadane mailowo pytanie i ostatnie co im w głowie to zachęcanie ludzi do zamknięcia się i robienia co trzeba, bo przecież zaakceptowało się regulamin. Sam zwróciłeś uwagę, że większość ludzi wypowiada się o serwisie pozytywnie i entuzjastycznie, ale wiara, że jest to podstawą do zaprzestania dyskusji i niezaglądania w zęby darowanemu [sic!] koniowi jest dla mnie kompletnie niezrozumiała.
Nie potrafię się bardziej streścić, bo spraw istotnych sam poruszyłeś wiele i niektóre z nich pragnę poruszyć i ja. Raz zwracasz uwagę, że powinniśmy pamiętać, że textbookers to dodatkowa forma zarobku, a raz, że niedziela jest absolutnie wyłączona z zawodowego kalendarza. Proponuję zadać sobie pytanie, kiedy większość ludzi ma czas na pracę dodatkową i kto takiej pracy najczęściej się podejmuje, bo moim zdaniem te dwa przekonania się wykluczają. Proponuję też przypomnieć sobie to, że serwis błyskawiczną realizację zamówionych tekstów chce czynić swoim głównym atutem. Moderacja weekendowa jest więc im zwyczajnie potrzebna do wywiązania się z obowiązków wobec kupującego teksty. Jest też przecież różnica pomiędzy pracą w piekarni, sklepie, w szkole, a pracą w internetowym serwisie. W niedziele pracują firmy pożyczkowe, strony programów partnerskich, serwisy aukcyjne, konsultanci telefoniczni odbierają telefony, przyjmują reklamacje, podpisują umowy. Jeżeli w tych branżach zatrudniano, by same "nienormalne" osoby, być może zniknąłby problem z ośrodkami dla upośledzonych i ich często niskim statusem majątkowym. Do tego dochodzi też słynna - tutaj adekwatna - kwestia "nic ci do tego", Ja np. nie pracuję w środy, podczas pełni księżyca, w imieniny Dorot, Karolin i Pawłów oraz gdy wilgotność powietrza spada poniżej 78 procent - nie powinno cię to obchodzić. Nie powinno cię też obchodzić czy kwestia terminu realizacji przelewu jest dla kogoś istotna, nawet jeżeli do wypłaty miałby kwotę wystarczającą na zakup gumy do żucia.
Osoba, która chce doprecyzować szczegóły współpracy, zaplanować przyjmowanie zleceń, ustalić budżet i zapytać o wypłatę czy moderację na (wybranym przez samych założycieli na kanał komunikacji) forum to raczej osoba poważnie podchodząca do pracy i życia w ogóle. Nie widzę żadnych powodów, nawet najmniejszych, a potrafię się zdobyć na dużą empatię, by zjechać tak pytanie monis190. Wprost przeciwnie. To twoje posty czyta się jak wypowiedzi człowieka nie do końca zaznajomionego z rzeczywistością, a z poziomu językowego nawet pracą, którą wykonuje. Rozumiem, że na forum można walnąć się w przecinku, walnąć nawet ortografa, nieskładnie coś napisać, bo to swobodna forma wypowiedzi, ale uwaga o tym, że ci nie płacą za układanie poprawnych zdań w życiu codziennym, pozwala myśleć, że do ich konstrukcji musisz się jakoś specjalnie przyłożyć. Dla tworzącego nawet precelki autora jest to raczej kiepską autopromocją. Podejrzewam, że dobry kucharz nawet domownikom wstydziłby się podać niedosolonej zupy czy niedogotowanego ziemniaka, a gdyby mu się to zdarzyło, na pewno nie czułby się rozgrzeszony brakiem zapłaty.
To, by pisać w miarę składnie, przekłada się też na szybsze przetworzenie komunikatu, jednoznaczne go zrozumienie, a co za tym idzie, szybsze dojście do wspólnych wniosków i wniesienie nowej - opartej na wymianie doświadczeń - jakości w temacie. Wydaje mi się, że powołując się na arbitralne funkcje forum warto sięgnąć najpierw ku zasadom leżącym u źródeł, a nie tych, które nieco ułatwiają i rozszerzają dostępność do takiej formy porozumiewania. Wypowiedź swobodna nie jest tożsama z wypowiedzią niedbałą i niezrozumiałą. Jeżeli ktoś swój czas włożony w pisanie posta czy konstrukcję zdania w mówionej odpowiedzi, przedkłada nad czas osoby, która jest odbiorcą, powinien zastanowić się, czy pisze po to, żeby wyrazić swoje zdanie, zostać zrozumianym i być może zmienić coś, z czym się nie zgadza, czy by dać upust kompleksom i osobistym frustracjom.