Po długiej nieobecności na goodcontent wróciłem, zobaczyłem, zwymiotowałem.
Przepraszam za ironię, ale uprzedzam, że nie uprzedzam się do nikogo, również do administratora. Taka właśnie ironia, w żadnym wypadku sarkazm.
Co natomiast stanowi przyczynę niestrawności?
Mój umysł otóż, choć wyspecjalizował się w bardzo dokładnym trawieniu, nie potrafi przetrawić nowej zasady, która brzmi: "nie będziesz pisać tekstów za zbyt wysoką stawkę, jeśli masz 5% odrzuconych treści".
Po pierwsze, jest to próg szalenie surowy (być może dlatego niestrawny). Ale nie jest to jedynym elementem nonsensu.
Przede wszystkim, chodzi o całkowitą bezkrytyczność mechanizmu odsiewu względem samych zleceniodawców.
Jeśli otóż liczy się coś więcej niż zysk krótkofalowy i jednostronny, np. piękno polszczyzny w internecie, zleceniodawcą powinien zostać ktoś, kto spełni pewne kryteria.
Jak może bowiem ocenić czyjś tekst, jeśli sam nie potrafi pisać po polsku? Jeżeli nie ma na to czasu - spoko, rozumiem. Jeżeli nie opanował języka w stopniu minimalnym - niech nie bierze się za publikację treści, bezpośrednio czy z pomocą pośredników!
Co może posłużyć takiemu rozwojowi wydarzeń? Krótki test przed sfinalizowaniem rejestracji na goodcontent. Niechże taki aspirant napisze choćby pięć zdań po polsku. Niechże sprawdza to później człowiek, a nie maszyna. Analogicznie, jak w przypadku copywriterów.
Dzięki temu unikniemy odrzucania tekstów, które bywają okraszane uzasadnieniami w stylu: "pszepraszam, ale po prostó nie pszypat mi do góstu".
Bo przepraszam bardzo, ale co mówi sam procent tekstów apokryficznych (odrzuconych), jeśli odrzucają je analfabeci?
Ba, cierpią na tym również porządni zleceniodawcy, ponieważ do ich zleceń nie mają dostępu copywriterzy z dobrym piórem, a jednak odrzuceni dzięki jakiemuś procentowi analfabetów.
Wysłałem tę propozycję (i parę innych) prywatnie adminowi. Jednak uznałem, że populacja ludzi słownych, powinna zapoznać się z moją refleksją.
Pozdrawiam