To uczucie, kiedy klient zasypuje mnie frazami kluczowymi, wymagając niezmiennej formy oraz takiego ich zagęszczenia, że właściwie stawiam tylko znaki interpunkcyjne, a na samym końcu kręci nosem, że tekst wyszedł trochę "płytki".
Klijęt oczywiście musiał jeszcze nawiązać do "wysokiej jakości". Mistrzu... dajesz wytyczne na precla, to dostajesz precla, niezależnie od stawki, a może nawet z naciskiem na stawkę, bo finanse z reguły determinują m.in. konsekwencję przy pracy z wytycznymi .
Dorzucanie znaków, żeby ten uklep, który sobie zaprojektowałeś, dało się czytać, jakkolwiek cynicznie to zabrzmi, nie leży w mojej gestii, bo nie pracuję charytatywnie, a nawet gdybym chciał, to z twojego lakonicznego opisu i tak nie wywnioskuję przeznaczenia tego tekstu, a tym samym nie widzę nawet sensu w nadmiernym spuszczaniu się nad nim.
Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło. Śmieszne uczucie, chociaż niekoniecznie pozytywne, bo oddawanie takich potworków nie jest powodem do dumy, ale pracując zgodnie z wytycznymi, muszę tak robić, a na końcu to ze mnie robi się wariata... ?