Mam dziś od rana nerwa, bo...
Wzięłam tekst zapleczowy. Słowo kluczowe : audytor. Bez żadnych wymagań dodatkowych, zero opisu, 5000 znaków.
Napisałam tekst pod tytułem: "Kim jest audytor wewnętrzny i kto może nim zostać?"
Słowa kluczowe występują, przypominam, że klient nie miał żadnych innych wymagań i chodziło o zaplecze.
Moderacja tekst puściła, po czym wrócił od klienta z adnotacją, że nie chodziło mu o audytora wewnętrznego, tylko ogólnie. Cholera, ciężko napisać to zawczasu? Tekst warty mniej więcej 18 złotych i mam go pisać od nowa tylko po to, żeby klient otrzymał to, czego sam nie sprecyzował... Usunęłam z treści słowo "wewnętrzny" i odesłałam tekst bez zmian. Oczywiście ponowna reklamacja i tekst ze strony klienta, że to oznaka szacunku z mojej strony.
Cholera jasna! Piszę tych tekstów naprawdę dużo i jeśli klient chce coś konkretnego, to powinien to sprecyzować zawczasu. Dodatkowo zaplecze to chyba nie jakość na takie wymagania?
Textbookers, reklamację uznaliście, oczywiście. Klient pisze o braku szacunku. Gdzie jego i Wasz szacunek dla mojego czasu i pracy, którą już raz wykonałam? Mam wykazać się jasnowidzeniem, żeby zawczasu odgadywać, o co może chodzić klientowi?
Do innych piszących: co sądzicie na ten temat?