Czy kolejny e-sklep w ogóle ma jeszcze sens?

[Zuma]

Pytanie jak w tytule. Wiem, że dla osób zajmujących się SEO zawsze takie przedsięwzięcie (a dla nich praca) będzie miało sens, pozycjonowanie to zajęcie bez limitów :-].  Ale czy z waszego doświadczenia świeżak (ale powiedzmy, że przygotowany merytorycznie, z dobrym planem i przemyślanymi krokami) ma w ogóle jeszcze jakieś szanse przebicia się do google, a potem sprzedaż (bo to jeszcze kolejna kwestia)? Czy po prostu już nie ma miejsca (nie mówię o władowaniu np. 50 000 w samą reklamę na start)? 

350 nowych sklepów online co miesiąc, ale  "w bardzo dobrej sytuacji finansowej znajduje się tylko 8 proc. firm, a w dobrej 41 proc. Sytuację 30 proc. można określić jako złą, a aż 21 proc. jako bardzo złą" za retailnet.pl.

Z Waszego doświadczenia, czy upadają sklepy z właścicielami nieprzygotowanymi, robiącymi coś w stylu "a nuż, widelec"? Czy tacy, którzy przygotowali się do tematu, również?

Dzięki za ewentualnie podzielenie się spostrzeżeniami.

[Aleksiejs]

Tak, upadają głównie sklepy gdzie ktoś stawia sklep i myśli, że będzie miał sprzedaż. Żeby sklep internetowy działał i sprzedawał łączy się wiele czynników.

 

1. Staranność wykonania sklepu - do tego wora wsadzam wszystko od wyglądu po działanie.

2. Dobrej jakości produkt, ceną nie zawsze trzeba konkurować.

3. Dobrej jakości obsługa, która WIE co sprzedaje.

4. Marketing - w wielu branżach w sklepie na dobry start wystarczą adsy googlowe, potem można sobie rozszerzać to o SEO i inne kanały.

 

Czy warto? Oczywiście, że tak, z każdym rokiem jest trudniej, ale nie zmienia to faktu, że Ci ogarnięci żyją sobie dobrze ze sklepu.

No chyba, że myślisz o sklepie w dropshippingu z jakiejś badźwohurtowni, sprzedaży tego samego co 1000 innych postawionych jak od sztancy sklepów, gdzie całe działanie to zaciągnięcie jakiegoś xmla z produktami.

[Zuma]

Hej, Aleksiejs

 

dziękuję za rzeczową odpowiedź. Dałeś mi trochę nadziei, bo podchodzę do tematu jak do jeża, mimo, że wszystko mam w miarę przemyślane. Boję się, że to studnia bez dna i można się dorobić jedynie garba ;-). Ale z drugiej strony oglądam też czasem "Kuchenne rewolucje" i  oczom nie wierzę, że ludzie, którzy nie odróżniają kminku od kurkumy np. biorą sobie kredycik na 600 000 zł, otwierają knajpę i potem wołają o ratunek. Może tak samo niektórzy biorą się za e-sklep? Nie brałam w ogóle pod uwagę dropshippingu.