Skocz do zawartości

lenistwo, wypalenie zawodowe ? nie chce juz mi sie


intruder2600

Rekomendowane odpowiedzi

Wkolko to samo, ale nie powiem zebym tego nie lubil....

wlasnie - z drugiej strony lepsze to niz nic nie robic - duuzo lepsze :) Mam nadzieje ze tez kiedys bede tego w pelni swiadomy i bede mial wiecej zaparcia zeby zwalczyc to swoje zniechecenie 8)

pozdrawiam,

Dla tych co lubią na biało i dla tych co na czarno:
logo_ap.jpg godmodelogo.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 51
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Ja od dzisiaj uczę się szybkiego czytania i dobrej pamięci :) (książki tony-iego buzzana).

Co do nałogów: może ktoś jeszcze nie czytał, naprawdę polecam - wiem, że długie:

A oto historia hackera, który raz w życiu miął w ręce klawiaturę.. jest to epicka opowieść o najbardziej chyba spektakularnej grupie hackerskiej w historii Netu oraz najgenialniejszym hackerze wśród seniorów.

Pan Jan S., bo o nim mowa, zaczął się co prawda interesować komputerami dopiero w wieku 68 lat, lecz efekty jego zainteresowań przerosły jego najśmielsze oczekiwania. Ale zacznijmy od początku.

Pamiętam jak dziś. To było w 1987 roku... byłem właśnie wtedy na poczcie po swoja emeryturę (u pani Halinki z 3 okienka), kiedy po raz pierwszy zobaczyłem komputer. Stal na biurku, przykryty pokrowcem - wspomina pan Jan. Wtedy jeszcze nic nie wskazywało na to, ze komputery stanął się życiowym hobby pana Jana.

W roku 1989 w bibliotece wojewódzkiej, gdzie często zaglądałem tez były komputery ... pamiętam, ze po raz pierwszy (i ostatni) usiadłem wtedy przed klawiatura. Kompletnie nie wiedziałem, co mam robić, wiec najpierw przeczytałem cztery razy to co było napisane na monitorze. Potem jakoś już poszło ... Tego samego dnia wypożyczyłem książkę o rosyjskich maszynach cyfrowych , z której dowiedziałem się co to jest bit i bajt oraz kto to jest Lenin.

Od tej pory zaczął się intensywny okres w życiu pana S. Cale dnie spędzał w czytelni, pochłaniając książki o komputerach, systemach operacyjnych, sieciach komputerowych, ale nie tylko. W kręgu zainteresowań pana Jana znalazła się również telefonia i budowa modemów, co zresztą zaowocowało w późniejszym czasie rewolucyjnymi metodami stosowanymi przez grupę "Sendbajt".

Ale nie uprzedzajmy faktów. Na początku 1989 roku poznał pan S. Niejakiego Mieczysława R. również emeryta, który większość życia spędził na instalowaniu sieci telefonicznych oraz pracy na Strowgerze. Mietek (jak o nim mawiał pan Jan) był wtedy 64 - letnim zgorzkniałym emerytem, dysponował jednak duża widza praktyczna i dlatego właśnie pan Jan postanowił zawrzeć z nim spółkę w celu wyciągnięcia od niego możliwie dużo wiedzy (być może już wtedy istniały w głowie pana Jana S. Zarysy szatańskiego planu, który później przyniósł sławę jemu i grupie "Sendbajt").

Kolejny rok spędził pan Jan z panem Mietkiem na dalszym intensywny szkoleniu w bibliotekach i nie tylko. Prenumerata "Bajka" otworzyła mu oczy na wiele zagadnień o komputerach, o których dotąd nie wiedział nic. Nieodzownym elementem życia stały się nocne rozmowy z Mietkiem przy kubku kakao, w czasie których prowadzili ożywione dyskusje, a to o plikach , a to o systemach DOS, Unia, a to o protokołach sieciowych lub modemowych. Czasami w domu pana Jana pojawiała się także pani Bożena - żona pana Mietka. Przygotowywała im kakao i przysłuchiwała się o czym rozmawiają. Czasem tez zadawala pytania, które jednak nie zawsze miały sens.

Gdzieś tak w sierpniu 1990 pan Jan stworzył swój pierwszy program - był to generator liczb losowych totolotka, napisany w Basku Comodore 64. Niestety program istniał tylko na kartce z notesu, a to z tego prostego powodu, Iz pana Jana nie było stać nawet na najtańszy komputer 8 - bitowy. Później przyszła nauka asemblera. Okazało się, ze pan S. Ma d tego nadzwyczajny talent. Już po miesiącu nauczył się wszystkich rozkazów procesora 8086. Po kolejnych 3 miesiącach żmudnej nauki miął opanowane wszystkie przerwania i był w stanie piąć i debuggowac programy w asemblerze i to jedynie za pomocą kilku kartek papieru kancelaryjnego i ołówka z gumka.

Kiedy pan Jan dowiedział się już dostatecznie dużo o komputerach i systemach operacyjnych przyszła pora na gruntowne studiowanie sieci, zwłaszcza rozległych. W ciągu pól roku intensywnego wkuwania, połączonego z ćwiczeniami praktycznymi, pan J. zdobył tyle informacji, ze mógł np. Zakodować dowolny ciąg znaków ASCII, po czym zamienić to na ciąg zer i jedynek oraz zamienić na pakiety, wyposażone w sumę kontrolna, bity stopu parzystości i takie tam. Po wielu treningach okazało się, ze potrafi on z pamięci podąć 1 KB pliku binarnego (ewentualnie zaszyfrować go np. metoda for w czasie rzeczywistym). Pan Mietek także nie próżnował - na polecenie pana Jana zbudował specjalny aparat telefoniczny z dwoma mikrofonami oraz z trzema słuchawkami. Mówi pan Jan:

Tak pod koniec roku 1991 miąłem już dużo wiadomości i wiedziałem dokładnie czego chce. Chciałem dostępu do niezliczonych zasobów wiedzy, zgromadzonej na wszystkich komputerach świata. - Mówiąc to, pan Jan wzrusza się bardzo i widać, ze silnie to przezywa.

Przełomem był styczeń 1992. Czytałem właśnie o najnowszych metodach modulacji sygnału w paśmie telefonicznym, kiedy wpadł Mietek z nowym "Kajtkiem". Była tam opublikowana lista wszystkich BB-S w Polsce. Postanowiliśmy sprawdzić te numery. Ponieważ ja nie mam telefonu, ubrałem się ciepło i poszliśmy nieopodal do automatu. Wg "Bajka" aparat centralnie od frontu. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, ale nie było czasu na wyjaśnienia, gdyż w tym momencie nastąpiło połączenie, a ja w słuchawce słyszałem dziwne piski o dużym natężeniu, wpadające wprost do mojego ucha. W pierwszym odruchu wypuściłem słuchawkę z ręki, ale zaraz się opamiętałem i Mietek podął mi słuchawkę znowu.

Tym razem byłem już przygotowany i starałem się rozróżnić poszczególne dźwięki. W młodości byłem miedzy innymi muzykiem jazzowym, wiec od razu wyłapałem częstotliwość nośna na 1200 Z. Słychać było regularne sekwencje pisków. Powtarzało się to w sumie sześc. razy i modem po drugiej stronie się wyłączył. Czasu nie było dużo ale już po tym pierwszym połączeniu zorientowałem się, ze mam do czynienia z jakimś modemem 2400, a także rozpoznałem rodzaj modulacji. Za chwile wykręciliśmy ten sam numer raz jeszcze i tym razem spróbowałem nawiązać łączność. Gwizdanie do mikrofonu nie wiele pomogło, wiec wpadłem na pomyśl, żeby Mietek wymawiał "aaaaaaa" na częstotliwości ok. 2400 Z., a ja w tym czasie wydawałem odpowiednie piski w celu przeprowadzenia handshake`u oraz uzyskani połączenia z komputerem odległym z prędkością przynajmniej 300 PS. Próbowaliśmy jakieś 4 razy, Zanim się to udało. Jednak po odebraniu wiadomości wstępnych oraz załogowaniu się do BOSA, jako anonymous, połączenie zostało zerwane, ponieważ Mietek zaniósł się straszliwym kaszlem. Mnie zresztą tez rozbolało gardło od wydawania pisków, oraz ręka od notowania zer, zwłaszcza ze wokoło żebrał się tłumek młodych osób przyglądających się dość dziwnie. No cóż to moje pierwsze połączenie z modemem było może niezbyt udane, ale za to wiele się nauczyłem.

Co robił pan Jan S. W następnych dniach? Otóż zdał on sobie sprawę, ze w pojedynkę z Mietkiem niewiele zdziałają. Potrzebowali pomocy fachowców. Na pierwszy ogień poszła pani Bożena, która jako regularna bywalczyni coniedzielnej mszy dysponowała odpowiednim głosem, z którym pan S. wiązał duże nadzieje.

Pani Bozenko, pani będzie pełniła w naszej grupie funkcje generatora fali nośnej.

- Ol Jezu! A co to jest? W imię Ojca...

- Spokojnie pani Bozenko , to nic trudnego, niech no pani powie "aa".

- Aa...

- Ale tak długo "aaaaaaa" i tutaj do mikrofonu prośże.

- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

- Dobrze. No widzi pani? Trudne? Nietrudne. Panie Mietku odczytał pan częstotliwość na oscyloskopie?

- Niewiarygodne! Dokładnie 2400 Z, panie Janie!

- Fantastycznie! Jest pani najstarszym generatorem fali nośnych telefonicznych na świecie.

- No wie pan?!

- Żartowałem, hę hę.

- Panie Janie a jak będzie się nazywała nasza grupa?

- Już to przemyślałem: proponuje "Sendbajt".

W kolejnych dniach pan Jan pokazywał pani Bozence, jak ma się zachowywać generator fali nośnej, zwłaszcza w przypadku renegocjacji połączenia oraz zaklucen na linii. Pan Mietek przechodził intensywny kurs HTMLa (oczywiście w wersji zerojedynkowej). Po tygodniu do grupy "Sendbajt" dołączyła jeszcze pani Wanda - dobra znajoma pani Bozenki, która wg Niej śpiewa najgłośniej i najpiękniej w całym kościele.

- Bardzo dobrze! - ucieszył się pan Jan - pani będzie naszym nadajnikiem oraz modulatorem!

- Ale nic nie wiem! Nie umiem! - płakała pani Wanda.

- Jak to "nic"? Niech pani powie "i i i pioooupipaupioiopppipipiapappe i i"

- I i i pioooupipaupi... jak było dalej?

- oiopppipipiapappe i i... jeszcze raz!

- i i i pioooupipaupioiopppipipiapappe i i... dobrze?

- Opuściła pani jedno a, ale korekcja błędów modemu odbiorczego powinna sobie z tym poradzić. Poza tym doskonale. Panie Mietku!

- Słucham.

- Prośże przebudować nasz aparat, tak aby drugi mikrofon był połączony szeregowo z pierwszym poprzez układ, który pan zaprojektuje tak, aby sygnał z drugiego mikrofonu modulował sygnał pierwszego fazowo, amplitudowo lub częstotliwościowo w zależności od położenia przełącznika p3... Druga słuchawka ma mięć dodatkowy filtr srodkowoprzepustowy na 1200 Z ...Zresztą tu ma pan wstępny projekt.

- Jasna sprawa, tylko co z tymi krokodylkami, zostają jak SA?

- tak, i niech pan skołuje jakieś 50 metrów czarnego kabla telefonicznego.

- To się da zrobić.

Następny tydzień upłyną na przygotowaniach. Pan Jan zarywał noce, symulując na kartce mała siec ethernet na sześc. komputerów. Bawił się kopiując pliki miedzy stanowiskami lub uruchamiając programy na serwerze. Zabawa ta kosztowała go co prawda dwie ryzy papieru do kserokopiarek, ale jego wiedza o działaniu sieci wzrosła niepomiernie.

Nasza pierwsza akcja? No cóż, to było w piwnicy naszego bloku. Około godziny 23:00, zaopatrzeni w latarki, hackomat (jak nazwaliśmy nasz przyrząd) oraz koszyk na ziemniaki i torbę na kompoty, zeszliśmy do piwnicy. Mietek od razu odszukał skrzynkę z napisem PT. i wyją z torby pęk kluczy. Po chwili nasz hackomat był na linii i mięliśmy dialtone. Wg planu najpierw wykręciłem numer do naszego znajomego BASU. Panie zajęły miejsca przy mikrofonach, Mietek przyłożył swoja słuchawkę do ucha, ja swoja i przygotowałem papier i kredki (ołówki już wtedy mi się skończyły). Pierwsza próba załogowania się nie powiodła, ponieważ pani Wanda z wrażenia krzyknęła do mikrofonu i zdalny modem nas rozłączył. Jednak za drugim razem udało się doprowadzić do połączenia, co prawda tylko 120 PS, ale jak na początek to i tak nieźle. Mietek szybko załapał o co chodzi, później już sam odbierał i deszyfrował wiadomości. Dzięki temu ja mogłem zając się przetwarzaniem danych. Naprawdę byłoby z nami krucho, gdyby nie to, ze Mietek pożyczył od swojego syna kalkulator. To był taki prosty kalkulator, ale miął co trzeba , tzn. Dodawanie i mnożenie.

Kiedy już się załogowałem do systemu, pierwsza rzeczą jaka zrobiłem, było przejecie praw menadżera BASU, wg mojej metody obmyślonej z pól roku wcześniej. Nie spodziewałem się, ze pójdzie mi aż tak łatwo. Niestety po 15 minutach połączenia pani Bożena nie wytrzymała i powiedziała, ze nie może dłużej krzyczeć "aa aa", ze one tez chce być procesorem i inne takie bzdury. Przez nią zerwaliśmy takie świetnie zapowiadające się baczenie. Ale nic to. Zdążyłem i tak skasować większość plików systemowych. Kiedy Mietek doprowadził swoja żonę do porządku i mogliśmy już kontynuować, postanowiliśmy spróbować czegoś innego. Połączyliśmy się z serwerem dosyć dużej firmy L*** z naszego miasta. Okazało się ze maja aktywne konto gest. Nic prostszego. Po wejściu do systemu w ciągu 5 minut zdobyłem uprawnienia rota i ku mojej nie opisanej radości okazało się, ze serwer ma łącze z Internetem. Niedowierzając sprawdziłem cala kartkę obliczeń czy się nie pomyliłem czasem przy dodawaniu liczb ujemnych w systemie ósemkowym, bo z tym zawsze miąłem trochę kłopotu. No ale wszystko się potwierdziło. Zakryłem mikrofon ręka i krzyknąłem do Mietka: "Udało się! Jesteśmy w Internecie!". Niestety nasze panie wytwarzały taki zgiełk, ze prawdopodobnie mnie i tak nie usłyszały.

Ale ja już byłem tam, gdzie chciałem być zawsze. Pierwsze co zrobiłem to połączyłem się z serwerem, firmy Seagate Technologie (znalem dobrze ich systemy operacyjne z jednej książki) i włamałem się na stronę WWW. Nie tracąc czasu przekazałem pałeczkę naszemu specowi od HTMLa, czyli panu Mietkowi, sam zaś zająłem jego miejsce. Tak jak się umówiliśmy wcześniej, Mietek dokonał zmian bezpośrednio w kodzie HTML, przy pomocy edytora dysku na serwerze. Teraz trudne zadanie czekało panią Wandę. Musiała nadawać przez 20 minut tekst naszego manifestu...

Kolejne miesiące płynęły grupie "Sendbajt" szybko. Po pierwszych sukcesach na stronach WWW, próbowali włamania na amerykańskie serwery wojskowe i rządowe, co było do zawsze skrytym marzeniem Jana S. Niestety pomimo poprawienia (na skutek zaprawy członków "Sendbajt") parametrów transmisji (dochodziła ona do 1200 PS) nie dało się w dalszym ciągu ściągać większych plików binarnych. Rekordem grupy był download kodu źródłowego do Internet Explorera v 2.0 (po włamaniu na serwer Microsoftu). Poprawiło to nawigacje w sieci WWW, gdyż pan Mietek nauczył się tego kodu na pamięć i robił po prostu za przeglądarkę (jak było trzeba to na kartce jprgi i gafy, żeby każdy mógł podziwiać szatę graficzna danej strony). Tym czasem pan Jan zaliczał coraz to nowe miejsca WWW, haczyk i ewentualnie niszczył serwery internetowe, jeden za drugim. Jednym słowem grupa rozwijała się i z dnia na dzien. stawała się w sieci coraz bardziej popularna. Na wszystkich administratorów padł blady strach. Większość z nich zaczęła do wymiany informacji używać tradycyjnej poczty snail-mail, do tego stopnia byli sterroryzowani przez członków grupy "Sendbajt". Oczy wiście przez cały czas grupa korzystała podczas uprawiania swego procederu z różnych numerów telefonów, początkowo sąsiadów z bloku, ale później Mietek wynalazł świetne miejsce Kolo przedszkola dwie ulice dalej.

Pewnie się spodziewacie, ze policja nakryła grupę "Sendbajt" i zirytowani administratorzy ukamienowali za miastem jej członków, względnie Jan S. wylądował w wiezieniu, jak przystało na hackera - legendę? Otóż nie. Działalność grupy trwałyby zapewne po dziś dzien., gdyby pan Jan nie odkrył nowej pasji życiowej - mianowicie wędkarstwa. No niestety bez pana Jana grupa "Sendbajt" szybko się rozpadła. Spotykają się jednak czasem w piwnicy jak za starych czasów i przesiadują na Irce lub pan Jan ściąga sobie stonki o wędkarstwie. Poza tym SA szczęśliwi. Ad mini tez, ze cala sprawa przycichła... Nadal wydaje im się, ze ich systemy SA dobrze zabezpieczone i mogą spać spokojnie. Niech śpią...  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dzisiaj siedze juz od 15-tej i jeszcze nic nie zrobilem i jak zwykle mi sie tego namnozylo - trzeba sie wziasc w garsc Not talking

Heh, ja specjalnie zainstalowalem linuxa by mnie nei ciągła do gier,a i tak nic nie zrobiłem bo nie potrafie mysqla uruchomic, a w dodatku nie potrafie wejsc do windowsa :D

Czyli kolejny dzień stracony, a chciałem 'dopiescic' moje klasy dzis :/ ehh

stopka usunieta z wpoodu wirusa na stronie docelowej

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę. Warunki użytkowania Polityka prywatności