Skocz do zawartości

Winnie the Pooh


wrednotka

Rekomendowane odpowiedzi

Jeśli nie masz 18 lat nie powineś tego czytać !!!

Jeśli Uwielbiasz Kubusia Puchatka - też tego nie czytaj.

NIESAMOWITE PRZYGODY

KUBUSIA PUCHATKA ZE 100 MILOWEGO LASU

CZĘŚĆ ZEROWA : PHANTOM TENTACLE

Wstawał piękny majowy poranek. Tygrysek, Kłapouchy i Królik siedzieli przed domkiem Królika i leniwie sączyli wino "Heracles".

- Marchew ci rośnie... jęknął leniwie Tygrysek.

- Widzę... jęknął leniwie Królik.

W tem przybiegł zziajany Prosiaczek i zawołał:

- Weni, Widi, Wicjusz! - Widziałem, przewidziałem, wydedukowałem!

- No i czego się drzesz? nie widzisz ze marchew rośnie? zapytał leniwie Tygrysek.

- Chcesz w tube[tm]? Zapytał Kłapouchy.

- Nie o to chodzi - riposotwał Prosiaczek - Pamiętacie te ruderę na skraju lasu? Teraz to wyremontowali! Pomalowali na biało, postawili pedalski płotek i ktoś się tam wprowadził.

- Chcesz w tube[tm]? Ponownie zapytał Kłapouchy tym razem podnosząc głowę z ziemi.

- Hmm... to trzeba zapoznać się i przywitać. Chodźmy do Babajagi[tm]. Kupimy pół litra i pójdziemy do tej rudery - zaproponował Tygrysek. Tak też zrobili. Gdy byli w połowie drogi nagle koło nich przemknęło czarne Ferrari wzbijając w powietrze tumany kurzu.

- Ty ***any klecho! Krzyknął Tygrysek.

- Nienawidzę tego gnoja. Myśli że jak się ubiera na czarno, ma czarne Ferrari i zbiera na tace codziennie to jest mastah. Wycedził przez zęby Prosiaczek.

- Kiedyś go zabiję - skwitował Kłapouchy.

Po chwili nasza dzielna brygada doszła do wzniesienia zwanego "Piwną Górką". Na szczycie tego wzniesienia stała chatka na kurzej nóżce, a nad drzwiami wisiał napis: "Hatka Babajagi[tm] - Alkohole Świata - Jedyny i niepowtarzalny producent niepowtarzalnego wina o niepowtarzalnej nazwie "Heracles - Classic Płońsk Aperitif".

- Yo! Babajagi! Przyszliśmy kupić coś do picia - krzykną Tygrysek. W drzwiach ukazała się Baba jaga[tm]. Wyglądała jak mały zielony Trol skrzyżowany z Majkelem Dżaksonem.

- A czego chcecie? Zapytała Baba jaga[tm].

- Masz cos alkoholowego? - zapytał Prosiaczek. Baba jaga[tm] spojrzała najpierw na Prosiaczka, potem na napis nad drzwiami i jęknęła z politowaniem: - Nie mam.

- Aaa.. szkoda.. to my spadamy... powiedział smutno Prosiaczek i już miał iść gdy nagle został ugryziony w du**ę przez Kłapouchego.

- Fcef f tuwe? zapytał Kłapouchy nie puszczając morderczego uścisku.

- Mleche. Zaśmiał się z wieśniackim akcentem Tygrysek i zaraz dodał - chcemy kupić czteropak winobluszczywin.

- Mleche. Odparła z wieśniackim akcentem Baba jaga[tm] po czym rzuciła w kierunku Tygryska 4 związane razem butelki i z hukiem zatrzasnęła drzwi.

- Ehhh.. rozmarzył się Kłapouchy.

- Dobra.. faken, zabawiłeś się to teraz puszczaj! Wycedził przez zęby Prosiaczek.

- Przestańcie się podniecać i chodźmy już do tego domku, bo nie mogę się doczekać kiedy wrócę i popatrzę jak moja marchew rośnie - przerwał Królik.

- Okej. Stwierdził Tygrysek po czym cała brygada udała się w kierunku domku. Po dłuższej chwili stali już przy drzwiach.

- Rzeczywiście... płotek przy***ali iście pedalski... Zauważył Królik.

- Nie gadaj tylko wciskaj dzwonek. Zaproponował Tygrysek. Królik przycisnął dzwonek i wszyscy z przerażeniem stwierdzili iż dzwonek wygrywa.... najnowszy przebój zespołu Boyz - "jesteś szalona"...

- O *****... jęknął głucho Kłapouchy. Nagle drzwi się otworzyły i z domku wyłoniły się dwie postacie. Jedną był mały pluszowy miś, a drugą okazał się średniego wzrostu chłopak - na oko 12 lat, ubrany w świecące dresy i z kilogramem żelu oraz imponującym alfem na głowie.

- O *****... jęknął ponownie Kłapouchy.

- Sportowiec? zapytał Tygrysek.

- Nie... odpowiedział niepewnie chłopak.

- Idziesz pobiegać lub pograć w piłkę? zapytał Królik .

- Nie... ponownie odpowiedział chłopak.

- Chcesz w tubę[tm]? Zapytał Kłapouchy.

- Mamo! leeee.. rozpłakał się chłopak i pobiegł w głąb domu.

- Dzień dobry. Jestem Prosiaczek. Prosiaczek wyciągnął łapkę w kierunku misia.

- Dzień dobry Prosiaczku. Jestem Kubuś Puchatek. A ten wyalienowany gej, który pobiegł to jest Krzyś.

- No, jako żeśmy się już zapoznali idziemy się napić. Cum On Guys! Wrzasnął Tygrysek, a po chwili cala brygada znalazła się na Piwnej Gorce.

- Znajdźcie mi jakieś mieszkanie... Stęknął niepewnie Puchatek. - Nie chcę mieszkać z tą pipą.

- No... Mamy coś na oku... tyle że trzeba przeprowadzić dywersję... trzeba kogoś wykurzyć... ale chodź to ci pokażę o co chodzi - rzekł Tygrysek.

Wszyscy udali się spacerkiem w kierunku lasu. Po chwili dotarli do wielkiego dębu, gdzie przy korzeniach widać było drzwi, a na nich napis - "Sala Prób Zespołu Just5 - nie wchodzić i nie przeszkadzać".

- O faken - stwierdził Puchatek.

- Spokojnie... zaraz to z Kłapouchym załatwimy - Rzekł spokojnie Tygrysek, po czym podszedł do drzewa i kopniakiem otworzył drzwi. Razem z Kłapouchym weszli do środka.

Po chwili przez otwarte jeszcze drzwi wyleciał jak z procy Szadi. Przeleciał jakieś 100 metrów aby wyhamować głową o pobliski mur ze stali zbrojonej. - Kolorowe sny gdy przy***ałem mu z drzwi... lalala.. Zanucił posępnie do mikrofonu Kłapouchy. Po chwili cały sprzęt nagraniowy znalazł się na nieprzytomnym Szadim.

- Ok. Puchatek. Tu od dziś zamieszkasz. Powinno być dobrze.. jak by coś się rzucali to będziemy lać w tube[tm], nie Kłapouchy? Roześmiał się tygrysek.

- Nu... w Tube[tm]... sapnął Kłapouchy.

- Oki panowie... to ja się wprowadzam... chodźcie do środka bo zaczyna się chmurzyć... chyba będzie padać - stwierdził Puchatek i cała gromadka weszła do nowego mieszkanka.

CZĘŚĆ PIERWSZA : MOSSAD ATAC

Był piękny majowy poranek... Prosiaczek, Kubuś Puchatek, Tygrysek i Królik siedzieli w domku u Kłapouchego.

- Leje jak s****ysyn - jęknął Królik.

- Ta... Nawet miodka pitnego nie mam się ochoty napić - wysapał Kubuś.

- Jak chcecie to mam wino HERACLES - Classic Płońsk Aperitif - zaproponował Kłapouchy.

- Jak kosztowało więcej jak 3 zł to nie pijemy - odrzekł Prosiaczek.

- Kosztowało 3.40 zł. Chceta? Jak ni to som se golnę - rzekł rozjuszony Kłapouchy.

- Dobra, dawaj - rzekł Królik leniwie otwierając butelkę.

- Coś się gó**o nie chce otworzyć - sapnął.

- Nożem go - zaczął kibicować Prosiaczek.

- Szabli *****, szabli! - Tygrysek poczerwieniał niczym alkoholik na ciężkim głodzie.

- Na! - wrzasnął Puchatek wykonując cięcie podłużne nożem w kierunku butelki.

- ŁŁŁŁŁAAAAAAA!!! - rozległ się krzyk Królika. Okazało się, że Kubuś w swoim heroicznym ataku na butelkę obciął Królikowi obie dłonie. Butelka z hukiem rozbiła się o ziemię...

- Ja ******lę... *****, Królik! Coś ty zrobił??? - rzekł mocno rozczarowany Tygrysek.

- ŁAAA, ŁAAA! - darł się Królik.

- Zlizujcie z podłogi - rzucił się na kolana Prosiaczek.

- ŁAAA, ŁAAA! - darł się coraz ciszej Królik.

- Niech ktoś go zamknie bo mi sąsiedzi będą się burzyć, że strasznie hałasuje - zamruczał Kłapouchy.

- Łaa... aa... bum - Królik z powodu dużej ilości straconej krwi zemdlał.

- I co teraz łosie? Mam zapaskudzony cały dywan. Perski! Tkany pod Wilkowniczkami Górnymi! Patrzta! Tu wino, a tu krew. Jak ja to wszystko umyję??? - jęczał Kłapouchy.

- A co zrobymy z Kłapobrzuchym (hic!)? Zapytał nieco podchmielony Prosiaczek.

- Wy***ać go za drzwi, bo zapaskudzi całe mieszkanie! Tygrysek nie mógł ścierpieć straconego wina.

- Nie no panowie, biedak się wykrwawia... Niech ktoś zadzwoni po Pana Sowę. On będzie wiedział co zrobić! - Puchatek nie tracił zimnej krwi.

- Halooo? Pan Sowa? Mamy problem. Królikowi odpadły dłonie i strasznie krwawi. A teraz nagle zasnął. Niech pan przyjedzie bo zapaskudzi mi całe mieszkanie... Kłapouchy lekko załamany przekonywał właśnie Pana Sowę.

- I co? - zapytał Tygrysek.

- Już leci - odparł Kłapouchy. Po chwili Pan Sowa stał już w drzwiach jego domku.

- Wy debile... - Pan Sowa jak zwykle nie mógł stracić okazji ukazania swojej wyższości intelektualnej.

- Który głąb obciął Królikowi dłonie???

- Ja nic nie wim! Nic nie wim i nic nie powim! - krzyczał podniecony Tygrysek.

- Bo one tak same... To znaczy on stał, otwierał żur i nagle dłonie mu odpadły. Palił niemca Puchatek.

- Taa, jasne. A tym zakrwawionym nożem to się pewnie podpierał??? Pan Sowa jak to zwykle w takich sytuacjach bywa odkrył w sobie żyłkę detektywa.

- Prosiaczek! Gadaj co tu się stało! - wrzasnął Pan Sowa do Prosiaczka.

- Nic mu nie mów! To na pewno agent Mossadu! Zobacz jaki ma nos! To na pewno jakaś żydo-masoneria! Gazem go! - Puchatek słynący ze swoich antysemickich poglądów nagle poczerwieniał.

- Noo więc my... to znaczy strasznie padał deszcz... i Kłapouchy dał nam żur... i Puchatek chciał mu pomóc... i Królikowi odpadły dłonie - wystękał Prosiaczek.

- Obcinając mu dłonie??? - Pan Sowa nie krył bezsensu tej opowieści.

- Nie wierzę w ani jedno słowo! Według mnie cała ta sprawa wyglądała tak: Królik i Puchatek byli na kacu i potrzebowali klina, a że Puchatek miał tylko miód postanowili się udać na poszukiwanie czegoś mocniejszego. Po drodze spotkali Prosiaczka. Gdy byli u Królika okazało się, że tamten wszystko wypił więc udali się do Tygryska. Tygrysek miał tylko LSD i haszysz ale nic do picia. Więc po zażyciu po jednym kwasiku udali się do Kłapouchego. Kłapouchy miał wino. Gdy więc Królik wziął się do opróżniania butelki, Puchatek podstępnie zadał mu parę ciosów nożem w plecy. Jednakże nie trafił i obciął mu dłonie. Czyż nie było tak?

- NIE! - odpowiedzieli chórem wszyscy (oprócz Królika).

- Przyszedłeś tu leczyć czy ******lić głupoty? Zamknij dzioba bo jak ci przy******lę to ci pióra du**ą wyjdą! - krzyczał Prosiaczek, który właśnie zauważył, że Królik strasznie posiniał.

- No dobra... już go leczę... Ale pamiętajcie... "The truth is out there"...

- Te! Molder! SIAT-DA-FAK-AP! - wrzasnął Tygrysek. Po chwili Królik był cały i zdrowy i leżał spokojnie na łóżku.

- Królik jest cały, ale bardzo wyczerpany. Musi dużo odpoczywać. A, i przydałaby mu się transfuzja - Pan Sowa zbierał się do wyjścia.

- Fuzja? My nie jesteśmy pedałami! - odrzekł stanowczo Tygrysek.

- Transfuzja!... A zresztą nie ważne. Ja spadam. Na razie debile! - Pan Sowa zamknął z hukiem za sobą drzwi.

- Ty s****ielu! - rzucił się na Królika Tygrysek.

- Wylałeś całe ***ane wino. Nawet się nie podzieliłeś. Wybryknę ci du**ę do mózgu! - Tygrysek skakał po Króliku.

- Przestań... przestań... A zresztą... Pobrudziłeś mi cały ***any dywan... Te Tygrysek, to skakanie jest całkiem fajne - rzekł Kłapouchy przyłączając się do Tygryska. Nagle ziemia zadrżała i do pokoju wkręcił się Gofer robiąc sporą dziurę w podłodze.

- So jeft, ***** ?

- Nic nie jest. sp*******j! - Puchatek wymierzył mu soczystego kopa prosto w wystającą z ziemi głowę. W między czasie kuracja wstrząsowa Tygryska i Kłapouchego odniosła zamierzony skutek. Królik się obudził...

- Może byście ***** ze mnie zeszli, co - Królik sprawiał wrażenie lekko zdenerwowanego.

- Ops, trzeba wiać... - rzekł Puchatek udając się po cichu w stronę drzwi.

- A, to ty, chodź tu, chodź no tu... - Królik szybko zauważył sprawcę wypadku. Puchatek biegiem rzucił się w stronę drzwi. Niestety Pan Sowa zatrzasnął je tak mocno, że Kubuś nie miał siły ich otworzyć. Odwrócił się na pięcie i krzyknął:

- Tygrysek, Kłapouchy, Prosiaczek Trzymać s****iela! - cała gromadka rzuciła się na przerażonego Królika. Po chwili Królik siedział związany w kącie.

- Panowie! Ten złoczyńca musi odpokutować za zniszczenie tak cudownego napoju jakim jest HERACLES Classic Płońsk Aperitif. Mam pewien plan. Tygrysku masz przy sobie kartoniki z LSD? - rozpoczął dyskusję Puchatek.

- Mam... Jeszcze trzy - odparł Tygrysek.

- Dawaj. Zafundujemy Królikowi darmową przejażdżkę - powiedział z szyderczym

uśmiechem Puchatek.

- Po***ało cię??? Nie dość, że roz***ał wino, to jeszcze mam mu fundować darmowego tripa??? - Tygrysek nie mógł uwierzyć w słowa Puchatka.

- Nie o to chodzi... Mam pewien plan. Dasz mu wszystkie trzy a Kłapouchy wprowadzi go w złego tripa!

- Hehehe! Za***iście... Powiemy mu, że za chwilę jest koniec świata, albo że zaraz będzie w jego domu impreza disco polo albo techno - rzekł zadowolony Tygrysek.

- Hihihi ! Albo że zamiast fiuta ma marchewkę... - zaśmiał się Prosiaczek.

- Też mi dowcip? I co to da? - zapytał Kłapouchy.

- Nie kapujesz? Króliki uwielbiają marchewkę... Po paru godzinach nie wytrzyma i będzie ją chciał zjeść. I albo złamie sobie kręgosłup albo odgryzie sobie fujarę... Hihihi! - Prosiaczek śmiał się coraz głośniej.

- Hehehe, dobre, ale mam coś lepszejszego - rzekł Kłapouchy.

- Dobra, dawać go - rzekł Puchatek i wcisnął przerażonemu Królikowi trzy porcje LSD do mordy. Po chwili Królik zaczął niezrozumiale bełkotać co wskazywało na stan przed podróżą.

- Dobra Kłapouchy, możesz zaczynać - rzekł Tygrysek.

- Drogi Króliku... mam złą wiadomość - rzekł Kłapouchy najposępniej jak tylko potrafił.

- Cierpisz na dziwną chorobę... Objawia się ona tym, że odpadają ci wszystkie kończyny...

- Bylyfyzytsyf??? - wybełkotał zdziwiony Królik.

- Noo... a potem masz wielką ochotę ciągnąć wszystkim druta... hehe - dołożył Puchatek.

- A jedyną kuracją jest nasranie ci na łeb - warknął przez zęby wciąż wściekły Tygrysek.

- Ale najpierw masz wielką ochotę biegać w kółko i wydawać dźwięk "PI PI PI PI" - zakończył Prosiaczek. Już po chwili ku uciesze wszystkich Królik biegał wokół stołu i darł mordę. Po paru minutach nagle przestał i upadł bezwładnie na ziemię...

- Te Królik, co ci jest ? - zapytał Kłapouchy.

- Moje nogi... Popatrzcie na moje nogi... zgubiłem... odpadły... nie ma... łaaaaa!!!!! - darł się przerażony Królik.

- Noo... poważna sprawa... - zachichotał Prosiaczek.

- Kłapouchy zrób mu zdjęcie ! - krzyknął Puchatek

- A teraz ręce... ratujcie moje ręce... łojezu AAAAA ! - Królik popadał w coraz głębszą paranoję... - tymczasem Kłapouchy pstrykał kolejne zdjęcie.

- Wyślę je do całej jego zasranej rodziny, hehe - cieszył się.

- Zasranej...? TAK! Niech ktoś mi nasra na głowę... Błagam, osrajcie mnie! Proszę - Królik był bliski płaczu. Nie dokończył jednak gdyż wielkie gó**o wylądowało mu na twarzy... Po chwili drugie... i trzecie... Gdy wszyscy już się wypróżnili Królik zaczął dochodzić powoli do siebie...

- Och... już mi lepiej... popatrzcie nogi mi odrosły...

- Uwaga! - przerwał mu Tygrysek.

- Inwazja żółtych kuleczek! Chować się!

- Królik wstał, rozejrzał się i z krzykiem wybiegł z domku.

- Nic mu nie będzie? - zaniepokoił się Prosiaczek.

- Nie tam... Jego trip będzie trwał około 48 godzin... Niebezpieczeństwo jest małe, bo samochodów u nas nie ma... co najwyżej może s******lić się z drzewa jak będzie myślał, że umie latać. Albo dostanie od kogoś w mordę... - stwierdził doświadczony Tygrysek.

- No to posprzątajmy tu trochę... - rzekł Kłapouchy. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Krzyś. Był ubrany w białą koszulę, na niej miał czarną skórzaną marynarkę i spodnie "piramidy". Wszedł do sali podśpiewując: "Kolorowe sny kiedy ja - dotykam siebie".

- A ten gej czego tu chciał? - zapytał Puchatek.

- Czołem załoga! - wykrzyknął Krzyś.

- Wal się na ryj - zamruczał Tygrysek po czym wszyscy oprócz Krzysia wybuchnęli śmiechem.

- Co się stało z Królikiem? Spotkałem go po drodze. Biegł jakby go coś goniło i darł się jak opętany - zapytał Krzyś.

- Królik się trochę źle poczuł. Ale za dwa dni mu przejdzie - odparł Kłapouchy.

- A czemu tu tak brudno...? I dlaczego tu tak dziwnie pachnie tym... no... HEJ! to przecież jest ALKOHOL! - krzyknął Krzyś.

- Braaawooo... - jęknął Tygrysek.

- Jak mogliście... Mama mi mówiła, że alkohol zabija... od niego się umiera... nie wolno go pić... zawiodłem się na was... Idę do domu... i powiem mamie! - rzekł Krzyś i trzasnął drzwiami.

- Idź i ją tu przyprowadź... nasram na jej grób - rzekł na odchodnym Tygrysek.

- Taa. Zarżniemy ją koncertowo... - dorzucił swoje Kłapouchy.

- Wiecie co... nie chce mi się tu siedzieć... chodźmy przejść się po lesie... - zaproponował Prosiaczek. I cała czwórka wybiegła na dwór w poszukiwaniu kolejnej przygody...

CZĘŚĆ DRUGA : THE RULESE OF THE WORLD

Był piękny majowy wieczór. Puchatek, Prosiaczek, Kłapołuchy i Tygrysek wybierali się właśnie na wycieczkę...

- Znów leje... Co za ch****y klimat... - jęknął Puchatek.

- A mnie to zwisa... - rzekł Kłapołuchy rozkładając swój mały parasol.

- Judasz! - warknął Tygrysek.

- Hehe. Nie Judasz tylko wynalazca - odparł Prosiaczek.

- Nie ważne. Co teraz robimy? Pragnę przypomnieć, że Królik ma złego Trip'a, a Gófer najprawdopodobniej nie żyje, bo dostał soczystego kopa w zęby. A więc? - Puchatek był jak zwykle ku*****o bezpośredni.

- Myślę, że tak ch****y wieczór można by rozpocząć czymś mocniejszym... - wystękał nieśmiało Prosiaczek.

- No, myślę, że jest to dobry pomysł. Chodźmy na piwną górkę. Mieszkająca tam Babajaga ma na pewno jakieś dobre trunki - rzekł Puchatek. Nagle otoczyła ich dziwna brygada...

- Czego? - zapytał bezpośrednio Tygrysek.

- Jesteśmy Łowcy Pip. A w tym miejscu powinien stać nasz przywódca DonVasyl. Niestety nie ma go wśród nas - rzekł donośnie jeden z nich.

- A gdzie jest? Umarło mu się, czy po prostu go zabili? - zapytał Prosiaczek.

- Ma małe problemy z psychiką i własnym penisem, ale wkrótce mu przejdzie. A... Macie jakieś pipy do złowienia? - zapytał drugi z nich.

- Taa. Jedną. Nazywa się Krzyś. Wyjątkowa pipa a do tego straszny maminsynek. Jego postać wzorowana jest na Szadim z (b)Just 5, który bardzo kocha swoją mamę i nie bardzo lubi dziewczyny - Puchatek nie krył swojej niechęci do Krzysia.

- ***ana pipa ! - wykrzyknęli łowcy.

- Noo, i w dodatku nienawidzi łowców pip - rzekł Prosiaczek.

- Zabić s****iela... Bierzemy go. To największa pipa jaką dotąd widzieliśmy. Gdzie go znajdziemy? - zapytał trzeci z nich.

- Mieszka z mamą w pedalskim domku z białym płotkiem na skraju lasu - wskazał drogę Puchatek.

- Dzięki. Takich dwóch jak nas trzech to niema ani jednego - rzekł czwarty z nich po czym obydwaj udali się w kierunku domku Krzysia.

- No to jednego pajaca mniej, a wieczór dopiero się zaczyna... - rzekł z uśmiechem na ustach Kłapouchy. Nasi bohaterowie ruszyli w stronę piwnej górki. Już po chwili byli na jej szczycie. Wtem przebiegła koło nich wielka LoveDoll.

- Widzieliście to? - zapytał zdziwiony Prosiaczek.

- Nie wiem... Czy to jawa czy sen... - zanucił Puchatek.

- Ani chybi to była lalka miłości. Miała taką fajną minę... taką rozdziawioną... - Kłapouchy nie krył swoich fantazji. Po chwili cała czwórka była na szczycie przed chatką Babyjagi.

- Jo, Babajagi ! Veni, Vidi, Vino ! -zakrzyknął Tygrysek.

- Nie jestem żadnym Babajagiem. Mam na imię Abrakadabrapokuskonstanty nopolitańczykowianeczkatr zy! - rzekła wiedźma.

- A możemy cię w skrócie nazywać... ? - zapytał niepewnie Prosiaczek.

- Nie! *****! Dlaczego wszyscy chcą mnie w skrócie nazywać ? Co jest ze mną nie tak? Może źle wyglądam... Tak słabo się odżywiam... a tak bajdełej to czego chcecie ?

- Chcemy dobre wino za 3 złote.

- Nie mam w detalu. To sklep dla prawdziwych smakoszy. Mam tylko 6-ciopaki winobluszczy-win, po 20 złotych. Chcecie?

- To se newrati... - walnął Puchatek.

- Zamknij ten swój pluszowy ryj. Bierzemy dwa! - warknął Tygrysek. Po chwili czwórka upajała się aromatem i smakiem wina HERACLES - Classic Płońsk Aperitif.

- No to panowie - BĄ ŻUR ! - wzniósł toast Kłapouchy.

- Taaaak... Heracles - to jest to - rzekł z rozkoszą Tygrysek.

- Heracles - I do it my way ! - dodał Puchatek.

- Bylyfyzytsyf - dodał Prosiaczek.

- Zbiłem butelkę - jęknął głucho Kłapouchy.

- Wiecie co myślę? We are rulers of this world - rzekł dumnie Puchatek.

- Po dwóch winach każdy jest rulezem - stwierdził Prosiaczek.

- Ha. Duma mnęł rospera... - jęknął Tygrysek.

- Dobra... My tu gadu-gadu a ja mam ochotę podupczyć. Chodźmy na disco. Tam na pewno jakieś fajne dziołchy będą.

- Nu. To jest myśl - wybełkotał Kłapouchy. I cała czwórka powoli udała się w stronę pobliskiego miasteczka gdzie właśnie odbywała się dyskoteka.

- Hej łosie, luk et diz! - wskazał na plakat Tygrysek.

- "Dziś w remizie dyskoteka. Nikt już nie śpi, nikt nie czeka. Przewidziano występ świetny, Just5 będzie - bądźcie grzeczni. A rej wodzić będzie Sowa, didżej świetna, wybuchowa." - przeczytał z wielkim trudem Puchatek.

- Ja ******lę, ale rymy - chyba komuś przy***imy - dorzucił swoje Tygrysek.

- Chciałeś powiedzieć przy***iemy - zapytał Prosiaczek.

- Nie, bo przy***iemy nie rymuje się z rymy, a zresztą nieważne - odparł Tygrysek.

- Dobra wchodzimy - rzekł stanowczo Pychatek. I wszyscy udali się do remizy. Gdy byli już w środku nagle na scenę wkroczył Pan Sowa.

- ... Heloł, heloł! Na dzisiejszym koncercie wita was didżej Sova! Tak! Dzisiaj koncert DżastFajf! A więc dziewczyny szykujcie majtki. Oto ONE! - ups, sory. Oczywiście chciałem powiedzieć ONI! - JUST 5! I w rytm muzyki disko na scenę wkroczyli Just 5.

- "...Kolorowe sny kiedy ja..." - nie dokończył Szadi bo butelka po winie rozbiła się o jego głowę.

- Musiałem mu przy******lić - rzekł z uśmiechem Tygrysek.

- Chłopaki! Biją Dżastów - wrzasnął ktoś z tłumu. I wszyscy wokół rzucili się na naszych bohaterów.

- Panowie, sp********y. - wrzasnął Puchatek. Lecz gdy wykonał energiczny obrót natychmiast został powalony strzałem sztachetą w nery.

- DOOM! - krzyknął Tygrysek po czym padł znokautowany 2 litrową butelką zwrotną. Cała impreza trwała jeszcze przez około 10 minut po czym cała czwórka została wyrzucona na pobliską zwałkę. Bardzo potłuczeni, aczkolwiek cali, nasi bohaterowie powoli zaczęli dochodzić do siebie.

- Jaa pieeerdoleeee... - jęknął głucho Puchatek.

- Moje plecy... - wystękał Kłapouchy.

- Kto zgasił światło? - zapytał przezornie Tygrysek.

- Cały ten incydent nie maiłby miejsca gdyby nie to, że Tygrysek przy******lił Szadiemu winem w jego pedalski łeb - stwierdził spokojnie Kłapouchy.

- Ale przyznacie, że widok szyjki wbijającej się Szadiemu w oko był wy***any! - odparł Tygrysek.

- Ta... To było wiekopomne wydarzenie - przytaknął Prosiaczek.

- Dobra, pozbierajmy się z tego łajna i wracajmy do domu... - rzekł Puchatek, po czym cała czwórka udała się spokojnie do swoich domów.

CZĘŚĆ TRZECIA : THE SILENTS OF THE LAMBS

Była piękna majowa noc. Bezchmurne niebo wspaniale ukazywało miliony gwiazd i niesamowitą tarczę pełnego księżyca.

- Ciągle leje... Czy ten ***any deszcz nigdy nie przestanie padać? Jeszcze trochę, a wyrosną mi płetwy! - Tygrysek nie krył poirytowania.

- Ma to swoje plusy... Na przykład Gófer, jeśli jeszcze żyje, popierdala teraz z wiadrami i wylewa wodę ze swoich tuneli. - stwierdził z uśmiechem na ustach Puchatek. Wtem cała czwórka wpadła do wielkiej rwącej rzeki...

- Ppppanowie, tu tego nie było... - stwierdził niepewnie Prosiaczek.

- Rollyn..., rollyn..., rollyn on the river... - podśpiewywał głucho Kłapołuchy.

- Sprawa jest poważna... Myślę, że dość już tej kąpieli. Wychodzimy - stwierdził tygrysek, po czym nasi bohaterowie wstali i wyszli z wody.

- To był chyba najbardziej psychodeliczny kwas dzisiejszej nocy... - powiedział Puchatek.

- A tak fajnie mi się śpiewało... - wystękał Kłapołuchy.

- Myślę, że dobrym pomysłem byłoby rozpalenie ogniska i osuszenie się - stwierdził Prosiaczek.

- No a nie łatwiej byłoby iść do domu i tam się wysuszyć? - zapytał lekko zdziwiony Tygrysek.

- No byłoby, ale tak jest bardziej romantycznie. Niech Kłapouch i Tygrysek skoczą po jakieś drewno a ja z Prosiaczkiem rozpalimy ognisko - rzekł Puchatek. Już po chwili Puchatek, Prosiaczek i Tygrysek grzali się przy ognisku. Po pewnym czasie dołączył do nich Kłapołuchy.

- Panowie znalazłem wino i trochę mięsa. Upieczemy? - zapytał Kłapołuchy.

- No co ty głupi? Wino chcesz piec? - Puchatek nie krył zdziwienia.

- Nie wino tylko mięsko. Będą dobre szaszłyki. - odparł Kłapołuchy. Po czym cała czwórka obaliła wino i zabrała się do jedzenia szaszłyków.

- A ciekawe co się dzieje z Góferem. Czy nadal wylewa wodę ze swoich kanałów ? Jak myślicie? - zapytał Puchatek.

- Ja tak właściwie to go nigdy nie lubiłem... - stwierdził Tygrysek.

- To nie jedz - Odparł leniwie Kłapołuchy.

- Oooo kkk****wwa! - wystękał przerażony Prosiaczek.

- Coś czułem, że to mięso jest jakieś lewe. Strasznie śmierdziało stęchlizną... - Stwierdził odgryzając kość przedramienia Puchatek.

- Mam nadzieję, że chociaż ketchup był prawdziwy... - jęknął polewając udko czerwonym płynem Tygrysek.

- A skąd niby o tej porze w lesie wziąłbym pomidory, konserwanty, barwnik naturalny E-20, kwasek cytrynowy i wreszcie butelkę? - zapytał Kłapołuchy.

- Uff. Ale dobrze, że dodałeś cebulki bo byłby nie do zjedzenia... - wycedził przez zęby Puchatek.

- A tak w ogóle to skąd ty się Kłapołuchy tu wziąłeś? Przecież nie mieszkasz z nami w lesie od początku? - zapytał Tygrysek.

- Dobrze, że o to pytasz. No więc przyjechałem do was ze Stanów Zjednoczonych. Uciekłem tam z zamkniętego zakładu dla morderców-psychopatów. Tak naprawdę nazywam się Hannibal Lektor. Na mnie był właśnie wzorowany bohater "Milczenia Owiec".

- To świetnie. Wiedziałem, że tylko pozornie jesteś taki spokojny. Wiedziałem, że twoja dusza jest rozrywana setką krzyczących jaźni... - rzekł z dumą w głosie Puchatek.

- Ale skąd oni wzięli ten tytuł? - zapytał Tygrysek.

- Bo "Star Wars" był już zajęty - odparł smutnie Kłapouch.

- Dobra. Nażarci, napojeni, wyschnięci. A teraz do domów spać! - Wrzasnął Tygrysek. Po chwili wszyscy rozeszli się do domów. Ranek okazał być się jak zwykle piękny i słoneczny.

- Jak zwykle ***** pada. Ja to ******lę, dziś nigdzie nie wychodzę...! No może oprócz stawienia się na komisję wojskową!?... - Zdziwił się Tygrysek otwierając poranną pocztę. Wśród sterty dwóch listów znajdowało się wezwanie na komisję wojskową.

- To jakiś przekręt... W tej bajce nie ma wojska! Był Wojski ale to nie to... A zresztą cholera ich tam wie... Dziś za godzinę... Dobra coś się wymyśli... - Rzekł smętnie Tygrysek włączając telewizor. Właśnie "leciał" serial "Wujek dobra rada" ze S. Mikulskim w roli głównej.

- ..."Wujek dobra rada" ...co...? Znajdź jakąś radę dla mnie wuju... - wycedził przez zęby Tygrysek.

- To proste. Zrób sobie krzywdę, złam nogę lub coś innego. Nie będziesz mógł brykać przez pewien czas ale armia uzna cię za nieprzydatnego do służby - odezwał się z ekranu "Wujek dobra rada".

- Jasne!!! Połamię sobie ręce i nogi... Nie będę mógł co prawda brykać przez pewien czas ale... Co tam... ważne, że mnie armia nie wcieli... - to mówiąc Tygrysek rozpędził się i przy******lił w pobliskie drzewo. Pogotowie stwierdziło liczne złamania oraz potłuczenia, wstrząs mózgu, ginekomastię, chorobę wrzodową odbytnicy, stulejkę, raka macicy, wrzody żołądka, arytmię serca, chorobę wieńcową, kiłę, rzeżączkę, syfa i wilka. Pacjent został zapakowany na wózek i odwieziony na komisję wojskową. Tam czekali już Puchatek, Prosiaczek, Kłapołuchy, Krzyś i zapakowany w kaftan bezpieczeństwa, przeżywający jeszcze resztki złego trip'a Królik. Pierwszy wezwany został Krzyś. Po chwili jednak wyszedł z hukiem zamykając za sobą drzwi.

- Motyla noga! A tak chciałem być żołnierzem! - rzekł zawiedziony Krzyś.

- Ooo *****, jakie on ma fajne przekleństwa... - jęknął głucho Kłapołuchy.

- Co, nie wzięli? - zapytał z niedowierzaniem Prosiaczek.

- Niee tam... Najpierw zaglądali mi do xxxx, potem coś mówili o jakiś częściach rowerowych...

- O pedałach? - zapytał Puchatek.

- Tak, tak! I za raz mnie wykopali bo podobno takich jak ja to nie biorą! Niech to kurzy dziób! - dodał zawiedziony Krzyś.

- Powiedz tak jeszcze raz a jak ci przy******lę... - wycedził przez zęby Prosiaczek.

- Och... Jak ty mówisz... Nie wolno tak brzydko mówić... Powiem maaamieee... łeeeeee! - i Krzyś z płaczem pobiegł do domu.

- Taaa. Przyprowadź ją tutaj. Nakręcimy pornola ze świniami i twoją starą! - krzyknął Tygrysek.

- Smarkam na ciebie synu szklarza! Twoja matka była chomikiem a ojciec śmierdział skisłymi jagodami! - dodał Prosiaczek.

- Jak coś takiego jeszcze chodzi po ziemi... Ciekawe dlaczego te łowiące pipy go jeszcze nie dopadły... Jak bym był nieco młodszy to dopiero bym mu dał motylą nogę... - stęknął głucho Kłapołuchy. W tym właśnie momencie wkroczyli do sali Łowcy Pip.

- Oddział stać! - wrzasnął piąty z nich.

- A wam co? Macie mózgi w kolorze kamuflażu? - Tygrysek patrzył na łowców jak na bandę idiotów.

- Rekrutancie Tygrysku! Służba ojczyźnie to nasz wspólny zbiorowy obowiązek! - rzekł trzeci z nich.

- Frajerscy Łowcy! Służba ojczyźnie w czerwonych beretach jest niczym innym jak całowanie lwa w du**ę. Przyjemność żadna a niebezpieczeństwo utraty życia ogromne! - dodał Kłapołuchy.

- Mylicie się rekrutancie Kłapołuchy! Jesteśmy dumni, że możemy bronić ojczyzny od wszelkich wrogów i pip. - przerwał mu ósmy z nich.

- Zetną wam włosy... Hehe! - uśmiechnął się Puchatek.

- Łowcy! sp********y! - wrzasnął trzeci z nich po czym obydwaj w pośpiechu wybiegli z sali.

- Do xxxx z nimi robota. - stwierdził Prosiaczek. Po paru godzinach nasi bohaterowie byli w domach i żaden z nich nie został zaakceptowany przez komisję wojskową. Najbardziej zły z nich był Tygrysek, który musiał spędzić na wózku następne dwa miesiące, a do wojska go nie wzięli ze względu na płaskostopie.

CZĘŚĆ CZWARTA : MISTERIES OF RAIN

Wstawał kolejny wspaniały czerwcowy dzień... Radio Maryja zapowiadało tydzień upalnej, słonecznej pogody...

- W takim razie dlaczego ***** twoja mać nad moim domem ciągle wisi jakaś ***ana chmura i pada ***any deszcz... - darł się Tygrysek do słuchawki.

- Mój synu... My jesteśmy radiem katolickim, przenoszącym dobrą nowinę a nie stacją meteorologiczną. A tak w ogóle to nie klnij mój synu bo jesteś na wizji, tzn. na fonii i wszyscy cię słyszą... - odezwał się ksiądz prowadzący audycję w Radiu Maryja.

- W taki razie... Trzy słowa do księdza prowadzącego... " ci w du**ę!" - wrzasnął Tygrysek i rzucił słuchawkę.

- Kiedyś rozwalę im tę chrześcijańską budę... ***any kler... Krzyku trzeba mi... kiedy szept... bojaźliwie łka... - Tygrysek podśpiewując wyszedł przed domek.

- ******lę taką robotę... Ten ***any deszcz sprał mi prawie całe prążki... Idę na piwo... - już po chwili Tygrysek był pod budką z piwem gdzie leniwie sączyli złoty trunek Puchatek, Kłapouchy i Królik.

- Mam w du**e taką robotę - rzekł Królik.

- Cały czas pada. I nie zanosi się na rozpogodzenie... A do tego jeszcze ***ane Radio Maryja ciągle ogłasza jaką tu mamy słoneczną pogodę... Nienawidzę tych s****ieli... - wycedził przez zęby.

- Fakt. Są upierdliwie w****iający... - dodał Puchatek.

- A może by tak ich roz***ać - jęknął głucho Kłapouch.

- To nie taki głupi pomysł, ale na razie poza deszczem i ich głupimi komentarzami nie mam motywacji... Może kiedy indziej... - rzekł Tygrysek i już miał odchodzić gdy nagle rozległ się krzyk Prosiaczka...

- Mam! Mam! Eureka! Mam! Veni, Vidi, Wiejusz! Odkryłem, znalazłem... Przewidziałem! - darł się Prosiaczek.

- I czegi się dżesz!- zapytał z wieśniackim akcentem Tygrysek.

- Bo znam wreszcie deszczową tajemnicę!!!- krzyczał podniecony Prosiaczek.

- Jaką tajemnicę ? - zapytał Kłapouchy.

- No, wiem dlaczego pada deszcz !

- To chyba każde dziecko wie - zauważył Puchatek.

- No *****, nie o to mnie chodzi ! Wim czymu deszcz pada akurat u nas ! To przez ***ane Radio Maryja. A raczej przez ich stację nadawczo-odbiorczą w naszym lesie. Ona ma tam mały generator deszczu. Klechy wymyśliły, że można spuścić deszcz właśnie u nas i powiedzieć, że to kara boska! Trzeba roz***ać stację i wtedy deszcz przestanie padać! - podniecenie Prosiaczka sięgnęło zenitu.

- No to teraz mam motywację! Panowie! Zaczynamy akcję dywersyjną pod nazwą "Klecha" - krzyknął rozentuzjazmowany Tygrysek.

- Ja i Puchatek tworzymy grupę dywersyjno-sabotażową a Królik, Prosiaczek i Kłapouchy będą odwracać uwagę nieprzyjaciela.

- A co z Krzysiem ? - zapytał nieśmiało Prosiaczek.

- A co ma być? Kula w łeb i do ziemi - stwierdził Kłapouchy.

- Dość! Prosiaczek niech idzie na zwiady, a my tym czasem układamy plan. - rzekł stanowczo Tygrysek. Po chwili Prosiaczek był już na zwiadach a reszta brygady zaczęła układać plan.

- Ja proponuję rozciąć ogrodzenie i w ten sposób dostać się do środka - zaczął powoli Królik.

- Każdego napotkanego strażnika należy bestialsko mordować - dodał Kłapouchy.

- No to strażnikami zajmie się Kłapouchy. A jak rozwalimy urządzenia elektryczne? - zapytał Tygrysek.

- Gófer miał w swoich podziemiach kupę dynamitu! Z nim trzeba pogadać - zauważył Królik.

- Zapomniałem ci powiedzieć, ale kiedy byłeś naćpany to my zjedliśmy Gófera... Tak wyszło... - stwierdził z żalem Kłapouchy.

- Nawet nie chce mi się z wami dyskutować... Dobra, niech Puchatek skoczy do domku Gófera po parę lasek dynamitu a później skoczymy do Pana Sowy... On na pewno umie zrobić bombę! - stwierdził Królik.

- OK! To na razie! - i cała brygada rozeszła się w sobie tylko znanych kierunkach. Po paru godzinach wszyscy byli z powrotem.

- Macie dynamit? - zapytał Tygrysek.

- Momy!

- Co tam na zwiadach? - zapytał Tygrysek Prosiaczka.

- No więc. Mamy problem, bo nie ma ogrodzenia tylko ***any stalowy murek. Nie do przebicia nawet dynamajtem. Ale możemy wjechać do środka samochodem stojącym przed wejściem. A urządzenia elektryczne są standardowe tak więc nie będzie problemu z rozwałką - zakończył swą opowieść Prosiaczek.

- Dobra. Tera idziemy do Pana Sowy. On nam zrobi dajnamajt - zarządził Tygrysek i po chwili cała piątka była już u Pana Sowy.

- Te, Sowa. Zrób nam dajnamajt bomb. Bo Gófera ni ma w pobliżu - zagadnął z wieśniackim akcentem Puchatek.

- Nie umiecie zrobić DaBomb? Wy debile... Hehe - Pan Sowa po raz kolejny udowodnił swą wyższość umysłową.

- Siarap Sowa bo zaraz rozwalimy ci tę budę i będziesz def ! - zagroził Puchatek.

- Dobra, już dobrze... macie... - Pan Sowa szybkimi ruchami sklecił DaBomb i dał ją naszej dzielnej brygadzie.

- A co z nią chcecie zrobić, jeśli można zapytać?

- Nie można. A donieś coś policji to my już powiemy komu trzeba dlaczego zgłosiłeś się na ochotnika jako opiekun pierwszoklasistów z pobliskiej podstawówki. I jak im pokazałeś kamerę i jak oni w zamian pokazywali ci swoje ptaszki ty stary zboczeńcu.

- Dobra, dobra... macie i sp**********e! - i cała nasza dzielna brygada wyruszyła w stronę siedziby Radia Maryja. Kłapouch jak to zwykle w takich sytuacjach bywa zaczął śpiewać: "...If you christian and you know it cross yourself ! If you christian and you know it blow yourself. If you christian and you know it and you really want to show it. If you christian and you know it kill yourself".

- "... harvesting helpless christian spiryts..." - zamruczał głucho Puchatek.

- "hewenli fater is streczing his hand a beging prajing for mersy. Wi split off pis of holy flesz lyw łejting for anholy" - zamruczeli z wieśniackim akcentem wszyscy.

- Dobra! Zamknąć dzioby. Jesteśmy niedaleko bramy. A tak bajdełej to w jaki sposób chcesz wjechać tym samochodem??? - zapytał Puchatek.

- To proste - odparł Prosiaczek. - Kłapouchy zagada strażników a my porwiemy samochód... Kłapouchy co robisz???

- Piłuję - rzekł spokojnie Kłapouchy.

- To widzę, ale co piłujesz? - zapytał ponownie Prosiaczek.

- Robię sobie obrzyna. Piłuję lufę od mojej dwururki - odparł spokojnie Kłapouchy.

- Dobra... Okej... Ruszaj zagadać tamtych pacanów na stróżówce - rozkazał Tygrysek - My ruszamy zaraz za tobą.

Kłapouchy schował strzelbę w rękawie swojego prochowca i udał się w kierunku stróżówki. Po chwili był już obok samochodu. Była to wspaniała opancerzona limuzyna z przyciemnianymi szybami. Kłapouchy dyskretnie przemknął bokiem i powoli zbliżył się do wartownika...

- Hej madafaka ! - krzyknął. Strażnik odwrócił się na pięcie i w tym samym momencie wielka eksplozja przeniosła jego plecy parę metrów dalej od reszty ciała... - Nigdy nie byłem dobry w rozmowach z nieznajomymi...

- Chłopaki ! Idziemy... - wrzasnął Kłapouchy w kierunku Tygryska i innych. W tym momencie poczuł gaz-rurkę na swojej głowie. Uderzenie było tak silne, że Kłapouchy przeleciał parę metrów i uderzył w ogrodzenie. Gdy się odwrócił jego oczom ukazała się dziwna, mroczna postać. Było to skrzyżowanie Arnolda Szwarcenegera i Matki Teresy z Kalkuty.

- Ty mały s****ielu... - rzekła postać - teraz przeprowadzę ci trepanację czaszki... tym... - nie dokończyła jednak gdyż przewróciła się i z hukiem uderzyła o ziemię. Zza samochodu wyłonił się Prosiaczek z kijem bejzbolowym.

- Zapomniałem ci powiedzieć, że w samochodzie siedzi jakiś dryblas - rzekł spokojnie Prosiaczek.

- Dzięki - odparł Kłapouchy - pakujemy go do bagażnika... Pojeździ z nami na Popiełuszkę - rzucił Kłapouchy.

- Ładujemy się do bryki! - krzyknął Tygrysek - Puchatek z karabinem maszynowym na dach. Kłapouchy prowadzi, ja ... siedzę z tyłu. No ruszać się do ****y nędzy! - Tygrysek skakał jak poparzony. Ruszyli. Tymczasem w domu na środku dziedzińca...

- ...Bardzo dziękujemy, że zechciał ojciec nas zaprosić na tę skromną kolację z 30 dań... - rzekła z uśmiechem mama Krzysia.

- Ależ to żaden problem... Pieniądze z tacy nie mogą się przecież zmarnować... - odparł z jeszcze większym uśmiechem ksiądz proboszcz.

- Ale przecież te pieniądze miały iść na biedne dzieci... - rzekł Krzyś.

- Nie gadaj... jedz - powiedziała mama wpychając mu do ust chochlę z kawiorem. Wtem wielki huk przerwał ciszę i do jadalni przez ścianę wtoczył się samochód z naszą dzielną brygadą.

- Daj ju fakin kristians ! - zawył Tygrysek i wywalił serię prosto w mamę Krzysia. 32 pociski dorobiły drugi uśmiech jej obliczu.

- DOOM! - wrzasnął Kłapouchy i rzucił się na księdza. Dzie jest radiostacja ***any klecho?!

- Tttaaamm zzza ro ro giem - odpowiedział ksiądz.

- Dzięki - odparł Kłapouchy i pociągnął za spust. Po chwili mózg księdza zdobił pobliską ścianę.

- Mam cię ty mały geju... - Prosiaczek wsadził lufę swojego buzi Krzysiowi prawie do gardła.

- Profe... ne fabijaj mnie - jęczał przerażony chłopak. Wtem otworzyły się drzwi.

- On jest nasz !

- ŁOWCY PIP??? Krzyknął zdziwiony Tygrysek.

- Właśnie dowiedzieliśmy się, że aby nasz przywódca DonVasyl mógł przeżyć musi zjeść serce geja. Krzyś jest nam potrzebny... Musimy go mieć - rzekł ósmy z nich.

- Okej, okej... jest wasz - Prosiaczek zawiedziony powoli wyciągnął lufę z jamy istnej Krzysia... - ale jeśli oni cię nie dopadną, ja cię znajdę... nawet u diabła w du**e... - Prosiaczkowi oczy zaszły krwią...

- Co tak śmierdzi??? - zapytał Kłapouchy.

- To tylko Krzyś się zesrał... - Puchatek był ku*****o bezpośredni.

- Dobra my go zabieramy a wy róbcie co chcecie - powiedział trzeci łowca pip.

- Noo. Spadamy na całego - rzekł piąty łowca pip, po czym obydwaj wzięli Krzysia i wybiegli z pokoju.

- Dobra. Kłapouchy bierz DaBomb i instaluj przy radiostacji... My tym czasem wywleczemy brykę z budynku i szykujemy się do odwrotu - Tygrysek doskonale czuł się w roli dowódcy.

- OK. - już po chwili cały budynek był zaminowany, a nasza brygada ruszyła z piskiem opon z dziedzińca. Po chwili potężna eksplozja rozdarła ciszę.

- No to mamy ich z głowy... zaraz przestanie padać... - rzekł z uśmiechem Puchatek.

- Pppppppannowie... mam pytanie... dlaczego zamiast ognia na horyzoncie widzę atomowy grzybek i goniącą nas falę uderzen... - nie dokończył jednak Prosiaczek, gdyż podmuch wyrzucił samochód 30 metrów w górę... Po paru minutach lotu samochód z impetem uderzył w domek Królika.

- Jak zwykle w mój domek - jak zwykle jęknął głucho Królik.

- Zamknij ten swój ryj i módl się aby ta bryka była zabezpieczona ołowiem bo inaczej będziemy świecić w nocy - wtem klapa bagażnika otworzyła się i wyskoczył z niej poznany wcześniej dryblas...

- Ja ******lę... aleście ***** nawywijali... no to oznacza wojnę... ja was... - nie dokończył jednak gdyż salwa z obrzyna Kłapouchego oderwała mu pół głowy.

- To za tamtą gaz-rurkę... - splunął Kłapouchy na ciepłe jeszcze zwłoki.

- Czy wy ***** wiecie kto to był??? - zapytał przerażony Puchatek.

- Jakiś mocarny klecha - odparł spokojnie Prosiaczek.

- To był ojciec Tadeusz Rydzyk, założyciel Radia Maryja.

- Cóż... umarł król, niech żyje król... Zakopcie go w ogródku Królika i zapomnijmy o całej sprawie. Chyba zaczyna się przejaśniać - stwierdził z uśmiechem Tygrysek, po czym cała piątka zabrała się do kopania grobu...

- Mam pytanie... Dlaczego miałem wrażenie, że to był wybuch jądrowy ? - zapytał niepewnie Królik.

- Pewnie ten ***any Sowa pomylił dynamit ze wzbogaconym uranem ze swojej małej elektrowni... Dać debilowi marchewkę to się pokaleczy... - rzekł Tygrysek.

CZĘŚĆ PIĄTA : THE FINAL CONFLICT

Było piękne sierpniowe południe... Słońce prażyło, żar lał się z nieba i w ogóle było ku*****o gorąco. Królik, Prosiaczek i Puchatek leżeli na zboczu piwnej górki i raczyli się kolejnymi lampkami wina "Heracles - Classic Płoński Aperitiff".

- To ja już nie wiem... Zaczął rozmowę Prosiaczek. Czy jestem taki łoś czy po prostu jestem przewrażliwiony, ale gdy padał deszcz to było mi źle, ale to co teraz się dzieje przebija moje najmroczniejsze koszmary. Jest taki upał że mimo iż wypiłem tylko 2 żury już jestem na***any w trzy xxxx i wszędzie widzę Tygryska.

- To dziwne, ale ja też go wszędzie widzę... Stwierdził Puchatek. Jest tu... teraz tam.. .teraz tu... O nawet macha do nas...

- No i co się tak gapicie parówy??? Ruszcie te tłuste, sflaczałe dupska i chodźcie tu! Tygrysek wprost tryskał energią... Muszę do nich iść bo się sami nie ruszą...

- Co za wspaniały dzień! Przywitał się Tygrysek... Słoneczko świeci.. jest tak gorąco... gorąco... gorąco... i.... posuńcie się bo jak się czegoś nie napiję to się ugotuję... Tygrysek opadł bezwładnie na ziemię.

- Byłem dzisiaj na Centralnym i kupiłem nową porcję Speed'a. Co prawda kupiłem tylko grama ale poszedł na jeden raz i takiego kopa dostałem że brykam od 4 rano... Serce przestało mi bić jakieś 5 godzin temu... Prosiaczek dawaj ten żur boś się przyssał jak do krowiego cycka...

Tygrysek leniwie pociągną parę łyków i powiedział:

- Myślę drodzy bracia i siostry że należy zarobić parę groszy na jakieś lepsze trunki... pijemy tylko wino z podwójną siareczką a przecież jest tyle wspaniałych napojów... ode kolon... woda brzozowa.... ale to wszystko kosztuje... Proponuję wziąść się do jakieś pracy...

- Jak tak bardzo chcesz coś wziąść to może mi wziąść do buzi bo ja nie mam zamiaru nic dzisiaj robić.. Wysapał leniwie Puchatek.

- Ja tylko chciałem wam pomóc zarobić parę groszy a wy... zaczął łkać Tygrysek.

- Czy wreszcie zamkniesz ten swój prążkowany ryj? Królik był bardzo bezpośredni. Ile można tak gadać...? Nie dość że przylazł i spija wino to jeszcze gada jakieś bzdury...

Wtem nadszedł wolnym krokiem Kłapouchy.

- Słyszeliście? - zaczął - łowcy pip powrócili...

- A co??? Krzyś "Szadi" Cioterski im nawiał... - zapytał leniwie Puchatek. W tym momencie Prosiaczek przeszedł z pozycji poziomej w poziomo-pionową czyli po prostu usiadł.

- Krzyś nawiał?? Heheh... no to już jest martwy... - Prosiaczkowi oczy zaszły krwią.

- Nieee tam.. chyba nie, bo są z DonVasylem... Z resztą już tu idą.. Kłapouchy wskazał łapą na powoli zbliżającą się brygadę ubraną w czarne skóry.

- Ahoooy łowcy! - krzykną w ich stronę Puchatek.

- A - co? Zainteresował się Prosiaczek.

- Ten jak coś przy******li... Nie jesteśmy ***** na morzu. - Królik z minuty na minutę stawał się coraz bardziej zły. Zły był na siebie bo pozwolił wysadzić maszynę do deszczu - przez co teraz musi siedzieć w słońcu gdzie temperatura wynosi 52 stopnie Celc. Zły był na Tygryska bo zamiast przynieść coś zimnego do picia to kupił speed i sam się nawalił. Zły był na Pana Sowę bo źle sklecił DaBomb przez co zamiast lokalnego wybuchu był taki wy*** że fala uderzeniowa roz***ała mu domek. I zły był na Puchatka bo tamten z chitraśnym uśmiechem na ustach wsadzał mu patyk w du**ę.

- Puchatek! ***** jak nie przestaniesz to jak ci ten patyk wsadzę...

- Nooo gdzie??? Zapytał z jeszcze większym uśmiechem Puchatek.

- Oj zamknijcie się w reszcie - jękną głucho Kłapouchy. Nadeszli łowcy.

- Dasz bór. Powiedział pierwszy z nich. Oto ten co go nie było... Ot mistrz nasz... ciało zgniło. Ożywion ten co był umarły...

- I wielkim był fanem stosunków analnych... hihihi - dokończył Puchatek.

- Jak śmiesz! Krzyknął trzeci z nich.

- Mistrzu. Jak wiesz twa filozofia gazów wypełniająca nasze wnętrza doskonale lewituje i dysocjuje z naszą marną egzystencją. Ucz nasz a kosmos wszelaki wypełni nasze umysły... Twe wiekopomne słowa na zawsze wypełnią treścią księgi pradawne i nawet mnich sędziwy, który żyw już lat 120 na świecie tym nie zdzierży klątw płynących z błogosławionych ust twoich... Błogosławieni niech będą ci co bluźnierstw twych łakną jako strawy duchowej... - zaślinił się szósty z nich.

- Łał! Zawieśniaczył sobie Puchatek.

- Chcecie po ciasteczku... Zapytał giermek

- Daj... I nasi bohaterowie zjedli całe 3 kilo ciasteczek łowcom.

- Dzie Krzyś - zapytał Prosiaczek.

- A co ja jego niania jestem? - odpowiedział czwarty z nich.

- No mieliście zeżreć jego serce. To znaczy DonVasyl miał - zauważył Królik.

- To nie było konieczne. Gdy wracaliśmy z Krzysiem coś dupneło i fala uderzeniowa wy***ała nas prosto do domu miejscowego szamana... - rzekł drugi z nich.

- Tu przecież nie ma szamana... - Puchatek nie krył rozdrażnienia.

- Jest.. Cały w piórach. Nazywa się ObiWan - Sovanobi. - odparł siódmy z nich.

- Obi-co? Zapytał nie pewnie Tygrysek.

- To po prostu Pan Sowa tylko któryś podczas upadku przy***ał mu w głowę.. A Sowa pewnie oglądał Starne Warsy i mu od***ało. - rzekł spokojnie Królik.

- Ten pacan zawsze miał manie wielkości... Szkoda ze mu mocniej nie przy***ali to by może został Jodą albo....albo... - zaciął się Tygrysek

- Księżniczką Lewą - Ograną? Zapytał Prosiaczek.

- Nie... lepiej tym takim grubym, oślizgłym... no tym... a... Pizza The Hutt - rzekł oblizując się Puchatek.

- Czy wy się ***** zamkniecie - zapytał ponuro DonVasyl.

- Nie tym tonem...- ostrzegł stanowczo Prosiaczek.

- Co nie tym tonem? Zapytał pierwszy z nich.

- Siarap! Wrzasnął Tygrysek. I co wam obi powiedział?

- No więc kazał przyprowadzić DonVasyla do siebie.. Gdy już DonVasyl był u niego ObiWan odtańczył jakiś magiczny taniec ze słowami "...jak mi ta ostatnia butelka się roz***ie to dziś nic już nie wypije... ***ana skórka od banana." po czym wy***ał się na DonVasyla uderzając go swą magiczną butelka w głowę wypowiadając przy tym zaklęcie "***** mać, wiedziałem że się wy***ie!" Po tej kuracji DonVasyl był już zdrów jak ryba - opowiedział giermek.

- Panowie macie przy sobie gotówkę...? - zapytał bezpośrednio Tygrysek który poczuł właśnie nadciągającego kaca i wielką ochotę na klina.

- AA cooo? Zdziwił się giermek.

- A bo wyjmijcie ją... - rzekł spokojnie Puchatek

- A to czemu - zapytał piąty z nich.

- A bo Prosiaczek wsadza DonVasylowi shotguna do gardła i zaraz mu odstrzeli ryj. - odparł spokojnie Puchatek.

- Czy to prawda mój mistrzu ? - zapytał spokojnie giermek.

- Nie , furwa fo żartf.. - zaślinił się spokojnie DonVasyl.

- No dość tego gadania... Wyskakujcie z łachów! - rzekł Puchatek

- Puchatku nie zachowuj się jak burak... - poprosił Prosiaczek.

- Przepraszam... zawstydził się Puchatek.

- No oddawać miechy! A ty co tam chowasz ? - zapytał Tygrysek dziewiątego z nich który właśnie próbował coś sobie wepchnąć w odbyt.

- A too?? To są czopki.. mam niestrawność... Zająkną się tamten.

- Od kiedy to czopki ładuje się po pół kilo i w dodatku w opakowaniu zwrotnym? Tygrysek nie ustępował. Dawaj to... AA feee.. mogłeś to chociaż wytrzeć...

- Przepraszam... zawstydził się ponownie Puchatek.

- Nie do ciebie mówię... No więc co to jest? Zapytał ponownie Tygrysek.

- No więc ten szaman zażyczył sobie w zamian za wyleczenie DonVasyla takie zioło.. nazywa się opium - odparł trzeci z nich.

- Ooopijumm...hę? Zawył zachrypłym głosem Tygrysek.

- Dizajer or łyl ? zapytał z wieśniackim akcentem Puchatek.

- Ten sam.. odpowiedział Tygrysek. A mógł byś mi podać tą bańkę z rurkami do palenia?

- A skąd wiesz że ją mam? Zapytał giermek

- Bo nosisz ja na plecach idioto. - krzykną mocno poirytowany zaistniałą sytuacją Kłapouchy.

- No dobra masz... odparł tamten.

- No a teraz wyskakiwać z gatek! Puchatek nie krył podjary perspektywą wypalenia czegoś co znał tylko z piosenki Moonspella.

- A teraz sp********ć do lasu. Prosiaczek wskazał gunem kierunek łowcom. Na odchodnym przywalił jeszcze DonVasylowi kolbą w krocze.

- Jiiiii? Zapiszczał DonVasyl

- *****! Przeklął giermek. I znowu to samo.. teraz ten kretyn będzie znów chodził przez pół roku zastanawiając się czy być kobietą czy nie... Już ja wam dam buce!

- Tak my wam jeszcze pokażemy - rzucił piąty z nich poczym obydwaj udali się w stronę lasu.

- Już was nie ma nudyści! Roześmiał się Tygrysek.

- Dobra. Prosiaczek daj bidon z wodą i nabijamy bągosa. Tygrysek nie krył podenerwowania.. Po chwili faja wodna była już gotowa.

- No to palimy...ech...ach...och. ... Tygrysek dziwnie zaczął zmieniać kolory na twarzy...

- Tygrysku co ci jest...Zaniepokoił się Prosiaczek... Przecież jeszcze nic nie zapaliłeś...

- Nie wiem Prosiaczku.. Odparł Tygrysek... Poczułem wielkie tchnienie mocy... Coś jak by miliony gardeł zawyły nagle i w tym samym momencie nagle ucichły...

- Że niby co??? Kłapouchy sprawiał wrażenie zdezorientowanego...podob nie reszta naszych bohaterów.

- Stójcie! Rozległ się nagle okrzyk.. Nasi bohaterowie się rozejrzeli i zobaczyli Pana Sowę powoli idącego od strony lasu.. Pan Sowa sapał jak podniecony 60latek i trzymał w ręku jakąś świecącą rurę. Tygrysek wstał, podniósł z ziemi jakiś badyl i ruszył na spotkanie z Panem Sową.

- Łi mit agien.... wysapał sowa do Tygryska.. Koło się zamyka... Zostawiliście mnie słabym...Nał ajem de master..... Jestem Manekin Skajłoker zwany potocznie Viaderem.

- A ja jestem ObiWan Tygryskobi... mrugnął w kierunku Puchatka Tygrysek. Ju ar only de master of iwjel...

- Dość! RZETEM... to znaczy Angard...to znaczy ...broń się.. Pan Sowa zadał pierwszy cos.. Tygrysek uchylił się i skontrował Sowę w głowę [] obcinając mu nażelowaną czuprynę..

- AAARRGH! Zawył Viader ...Ju dont noł de pała...of de dark sajd of moc... wysapał...

- Nie wygrasz Viader... - rzekł dzielnie Tygrysek - jeśli mnie zabijesz stanę się ...stanę się...martwy... O siet! Przeraził się Tygrysek.. w tym momencie pan Sowa zadał cięcie podłużne przez krocze rozcinając Tygryska na pół.

- NIEEE! Wydarł się Prosiaczek... Wydobył swoje małe podręczne buzi i jął strzelać krótkimi seriami w kierunku Pana Sowy.

- Prosiaczku musimy uciekać... - krzyknął Puchatek.

- Czemu??? On jest sam... a nas jest więcej... Roz***iemy go! Prosiaczek był bliski płaczu.

- Nie jesteś jeszcze gotowy... musisz się jeszcze wiele nauczyć... rzekł spokojnie Kłapouch... Nie mogłeś nic zrobić... Może śmierć Tygryska uratowała nam życie... W tym samym czasie Pan Sowa wzbił się w powietrze i odleciał w kierunku swojego domku...

- Musimy zaatakować go w domku i wysadzić go... Zarządził Prosiaczek

- Ale domek chroniony jest przez pole...Jeśli go nie zaoramy - nici z wyprawy... Zauważył Puchatek...

- Na miedzy stoi traktor... Nim zaoracie pole ja dostane się do domku i tam pokonam Sowę. Prosiaczek nie krył chęci zemsty...

- Oki. Idziemy. Po parunastu minutach cała brygada był już przed polem dzielącym ich od domu pana Sowy. Prosiaczek wszedł na drzewo i paroma szybkimi skokami dotarł do drzwi. otworzył i wszedł. Już za progiem usłyszał charakterystyczne sapanie Sowy...

- Sowa... wychodź... Pomszczę śmierć Tygryska... Ryknął jak tylko umiał najgroźniej Prosiaczek... Wtem Sowa zaatakował od tyłu. Prosiaczek odskoczył, wykonał w powietrzu parę obrotów i wylądował metr przed panem Sową...

- ObiŁan ticz ju łel.. zagadną z wieśniackim akcentem pan Sowa.. Bat wkrótce przejdziesz na ciemną stronę mocy... i będziesz jej służył...

- Nigdy... pokonam cię i pomszczę Tygryska... Prosiaczek zamachnął się lecz naglę ciszę przerwał spokojny ale jakże demoniczny śmiech...

- ...he...he...he... I ty myślisz że ci się uda nas pokonać...? he... he... he... wyczuwam twój gniew... to tak jak już byś był z nami....he..he..he...

- Nigdy! Pokonam Sowę i ciebie... kimkolwiek jesteś...

- Myślisz, że pomoże ci ta garstka patałachów...??? co?... zbladłeś?... podejdź do okna... zobacz w jakże zdradziecką pułapkę ich wpędziłeś... Prosiaczek ostrożnie podszedł do okna... jego oczom ukazał się straszny widok. Oto jego przyjaciele męczyli się resztkami sił walcząc z łowcami pip.

-Wyczuwam twój niepokój i strach... podejdź... spójrz mi w oczy... Prosiaczek odwrócił się i mało się nie wy***ał z przerażenia...

- Krzyś?????? A co ty tu robisz... czy nie powinieneś być teraz z mamusią w pedalskim domku???

- Z jaką mamusią???? Zabiliście ją w tedy u księdza proboszcza na plebani... a jak ci się podoba moja twarz? Ten wasz mały wybuch i jego fala uderzeniowa poparzyła mi 90% skóry na całym ciele... Nic mnie teraz nie może powstrzymać przed zagładą świata... khe... khe... khe... i jeszcze się gruźlicy nabawiłem...

- Nigdy - rzekł Prosiaczek odrzucając badyl - Prędzej zginę niźli dam się przekabacić na twoją stronę...

- Wery łel... Panie Piła-łańcuchowy... proszę dopilnować aby Prosiaczek zginą w męczarniach... Wywieźcie go nad morze wydymane... tam doświadczy wspaniałej śmierci trawiony przez miliony lat przez wielkiego czubakę... Co ty tam ******lisz pod nosem Viader???

- E sister... end ju gat e sister... ObiŁan zrobił dobrze... ukrywając ją przede mną. Ale twoje myśli ją zdradziły... Jeżeli ty nie chcesz przejść na naszą stronę to może ona będzie chciała... Rzekł spokojnie pan Sowa..

- NIE! Wrzasnął Prosiaczek. Chwycił jakąś rurę i jął okładać pana Sowę gdzie popadnie... Pan Sowa przez chwilę stawiał opór ale uległ i zalał się krwią... Mało brakowało a Prosiaczek zatłukł by pana Sowę gdyby nie został uniesiony do góry przez Krzysia...

- Co mały cfaniaku... myślisz że jesteś taki chop-do-przodu co? Ty mały gnoju... a masz... Krzyś przy******lił głową Prosiaczka o blat stołu... Prosiaczek zalał się krwią... I co? jak ci się to podoba bekoniku??? A masz... A masz... Tymczasem na zewnątrz domku nasza dzielna brygada cudem pokonała Łowców pip zkończyła właśnie orać pole.

- Kłapouchy! - wrzasnął Puchatek - podkładaj ładunki i wiejemy. Tymczasem w domku Krzyś kończył ro**********ć łeb Prosiaczkowi... I kto tu jest teraz masterem??? Ty mały różowy padalcu... ty bucu... ty stonogo gówniarko... ty synu szklarza... ty... Nie dokończył jednak gdyż potężna eksplozja rozniosła domek pana Sowy... Po chwili Puchatek, Kłapouchy i Królik spotkali się na Piwnej Górce..

- Ale ***ło... Stwierdził z dumą Puchatek...

- Szkoda tylko że nie poczekaliśmy aż Prosiaczek wyjdzie z domku... Królik nie krył niezadowolenia.

- A na co było czekać? a skąd mogliśmy wiedzieć kto kogo pokona. Puchatek starał się jakoś wytłumacyć...

- Nooo w suumie... ee...e...ee.. i wszyscy osuneli się ze zmęczenia na ziemię... Po paru godzinach Puchatek zaczął dochodzić do siebie...

- EEEch...ale mnie łeb...CO???? Tygrysek?? Prosiaczek??? Co wy tu robicie???

- Niee wiem... Ale mnie krocze napierdala... Jak by mi ktoś gas-rurką przy***ał... Tygrysek jęczał trzymając się za człona...

- O jej... nic nie pamiętam... ooo krew mi leci z ryjka... Prosiaczek wyglądał jak by mu pociąg osobowy przejechał przez głowę.

- Już wiem co to było! Oznajmił triumfalnie Puchatek.. To te ***ane ciastka. To były ciastka z LSD... czytałem o tym w prasie... One powodują halucynacje... oooj... mój łeb...

- To ci ***ani łowcy... jak ich dorwę to pozabijam... Prosiaczek zaczął się pienić... Wiecie co? Myślę ze powinniśmy się napić wina...

- To pomysł jest dobry... wystękał Kłapouchy próbując przyczepić sobie ogon... Chodźmy do Baby Jagi ...

CZĘŚĆ SZÓSTA : THE SATAN`S VISIONS

Wstawał wspaniały sierpniowy poranek kiedy Kubuś podnosił się z podłogi... Miał bardzo mroczny nastrój... Być może dla tego że przed chwilą poślizgnął się na bełcie Tygryska i wyrżnął głową o parapet co spowodowało chwilowa utratę wizji i fonii... Mieszkanie Puchatka wyglądało jak po bitwie... Stół wywalony do góry nogami. Prosiaczek w kacie w pozycji horyzontalnej, Kłapouchy przytwierdzony za ogon do zwisającego z sufitu wentylatora spokojnie puszczał pawia co parę obrotów... Tygrysek przed domem spał spokojnie w jakiś liściach, a Królik był ubrany w skórzany strój i z pejczem w zębach leżał związany w kuchence mikrofalowej... - uuuf... co tu się stało...- zajęczał Puchatek - Pamiętam tylko że Tygrysek kupił 2 litry spirytusu a Prosiaczek gasił go 5 min przed imprezą... hmm... źle się dzieje w państwie duńskim.

Kubuś wyłącznikiem zatrzymał obracający się wentylator. Kłapouchy obudził się... rozejrzał... puścił jeszcze kontrolnie bełta, po czym paroma szybkimi ruchami pozbył się ogona i z impetem przywalił w ziemię... Na swoje szczęście dokładnie pod nim spoczywały w pokoju jego pawie, więc uderzenie nie było bolesne, lecz spowodowało rozrzucenie wymiotów po całym mieszkaniu. Jeden z odłamków trafił w głowę Prosiaczka, który otworzył oczy, wstał, rozejrzał się, wykonał dziwna ewolucję przypominającą taniec godowy ptaka mokele-mbeme z Ameryki Północnej i przywalił głową w ścianę, co sprowadziło go z powrotem do pozycji leżąco-olewającej.

- "A mówili mi przyjaciele... nie mieszaj ogórków z dżemem..." westchnął Puchatek.

W tym momencie drzwi się otworzyły i do domku wszedł Krzyś.

- Ojej - zawołał - A co tu się stało...?

- No więc ja i mój piesek... w dodatku podwiązka... czy mógłbyś w tej sytuacji... Puchatek zaczął niezrozumiale bełkotać...

- Znowu metyl piłeś? Zapytał z przerażeniem Krzyś.

- A właśnie, że nieee, bo sam pędziłem... Odparł z dumą Kłapouchy po czym łapy mu się rozjechały i z powrotem osunął się na ziemię.

- No ładnie... zaraz pójdę na policję i powiem jakie tu praktyki się odbywają. I pójdę też do księdza proboszcza i powiem mu... nie dokończył jednak gdyż w tym momencie z szafy wytoczyli się łowcy pip z okrzykami "PIPA! PIPA!" po czym DonVasyl potknął się o Prosiaczka i cała brygada z hukiem wyłożyła się na ziemię.

- Zatańcz dla nas... wysapał giermek z trudem wkładając Krzysiowi za spodenki banknot 3 złotowy własnej produkcji. Krzyś poczerwieniał i z płaczem wybiegł z domku.

- A ten czego tu znowu chciał? Zapytał wtaczając się przez drzwi Tygrysek. Wyglądał jak zarzygany chochoł. - Pomóżcie mi to zdjąć...

- Mam wielką ochotę na jajka na twardo - powiedział Prosiaczek przecierając oczy - ugotuję i wam. To mówiąc podszedł do kuchenki i wcisnął pod Królika pudełko z 12 jajami. Po chwili ogromna eksplozja rozdarła ciszę a Królik po przeleceniu paru metrów rozbił się o ścianę.

- Byłem... nie... niegrzeczny... u-ukarzcie mnie... wystękał.

- Daruj... jęknął głucho Kłapouchy - Biliśmy cię tym pejczem przez pół nocy a tobie nawet nie stanął... Powinieneś udać się do specjalisty... Takie praktyki typu sado-maso mogą się dla ciebie źle skończyć...

- Masz na myśli jakiegoś profesjonalnego sadystę? Zaciekawił się Królik.

- Mam na myśli lekarza... Doktora... Łapiducha... nazywaj to jak chcesz! wycedził przez zęby Kłapouchy.

- ENAF! - krzyknął z angielsko-wieśniackim akcentem Puchatek. - Zamiast się kłócić pomóżcie mi tu posprzątać... Rozejrzyjcie się! Bajzel jak w du**e u murzyna!

- To ostatnie to chyba nie tak... zauważył niepewnie Prosiaczek.

- Cicho. Nie widzisz że majaczy? Tygrysek spoglądał na Puchatka ze zrozumieniem.

Wszyscy ochoczo choć nie bez problemów zabrali się do sprzątania. Szło im tak za***iscie że nim się spostrzegli to posprzątali nie tylko bród ale i także meble, sprzęt rtv i agd, a Prosiaczkowi udało się nawet zerwać parkiet...

- Mam prośbę: niech ktoś zdejmie mi ogon z wiatraka... Powiedział Kłapouchy.

- Ja! Ja! Wyskoczył Tygrysek. Rozpędził się... podskoczył... wykonał parę obrotów w powietrzu... złapał za ogon... pociągnął... i sufit runął z hukiem na naszych bohaterów.

- Lame... pokiwał głową z niedowierzaniem Puchatek.

- Słuchaj stary... to był wypadek... ja nie chciałem... z resztą i tak musiałeś wybudować sobie drugi prawda? Tłumaczył się Tygrysek.

- Lame... jęknął ponownie Puchatek.

- Bum! Bum! Szek, szek de rum! Zaczął po cichu rapować Kłapouchy.

- Niech będzie pochwalony... rozległ się nagle spokojny glos. Puchatek obejrzał się i zobaczył księdza jadącego na wielkim wozie.

- Czego? Zapytał bezpośrednio Królik.

- Widzę moje dzieci że macie jakieś problemy... Powiedział ksiądz.

- No i? Zapytał Puchatek

- Mam dla was doskonała radę... módlcie się! Bo nie znacie dnia ani godziny kiedy kara Pana może spaść na was... i za prawdę powiadam wam prędzej wy jak leżycie tu pod zgliszczami tymi w kokosy się zamienicie niźli płotka mała przepłynie pod prąd przez ucho śledziowe tak mi dopomusz Bóg.

- Ze czczym? Zdziwił się Kłapouchy, a Prosiaczek przezornie zaczął szukać swojego uzi.

- A co ty tam wieziesz ojczulku? Zapytał Puchatek

- Aa to, moje dzieci, wiozę wino mszalne dla waszego proboszcza... Za prawdę powiadam wam... wino to czyste jest od skazy niczym kupa proroka zrobiona o poranku przed domem jego, którą faryzeusz do Egiptu wieczorem wziął i zaniósł aby tam dobrą nowinę pokazać i synów Kleopatry nawracać.

- Lal! - Zawieśniaczył Puchatek.

- A poczęstujesz nas? Zapytał Tygrysek.

- Drodzy bracia i siostry za prawdę powiadam wam... szatan nie jedno imię ma i na niejedną wodzi pokusę i na niejedno wino namawiać was będzie... ale nie lękajcie się... Bóg stworzył takich jak ja abym bronił takich jak wy przed takimi jak on i pokusami jego... módlmy się... niech dane wam będzie królestwo niebieskie dostąpić i pić wódę czcigodną wypływająca spod stop Pana naszego... I pamiętajcie... każda prawa żona męża swego zostawi gdy ten na mur pić alkohol będzie...

- A ile trzeba wypić? zapytał przezornie Kłapouchy.

- Czyli nie poczęstujesz nas? upewnił się Prosiaczek

- Mówiłem mój synu... Nie waży się by wino tak czcigodne przez młotków prostawych pite było na chwałę Pana...

- Amen! Krzyknął Tygrysek wpychając od tyłu kosę księdzu pod żebro.

- Zdrada... Jęknął ksiądz osuwając się na wóz.

- No co tak stoicie ******ły? Krzyknął Tygrysek - wskakiwać na wóz i jedziemy do mnie!

Już po chwili nasi bohaterowie spokojnie jechali do domku Tygryska.

- A co z naszym czarnym przyjacielem? Zapytał przezornie Puchatek.

- Zawieziemy go do komendanta... Niech on się martwi. Stwierdził spokojnie Tygrysek. Po chwili nasi bohaterowie byli już przed posterunkiem policji.

- Szeryfie! - zawołał Tygrysek - Taki jeden to popełnił samobójstwo - rzekł spokojnie wnosząc księdza do budynku.

- Jestem kapitan Bystry Rydz. - przedstawił się policjant

- Rydz Bystry??? Zdziwił się Tygrysek

- Tak na mnie wołają. Odparł spokojnie kapitan

- "...ludzie spoza mego miasta... pewnie oni rację mają, bo ja jestem gej... i tak już zostanie...". Zaczął po cichu rapować Kłapouchy, który wraz z resztą naszych bohaterów wtoczył się na komisariat.

- Oho! Tylko bez takich... Już jednego geja tu mam... Uśmiechnął się kapitan.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

CZĘŚĆ TRZYNASTA : KILLING FIELDS

Był piękny kwietniowy poranek, słonko radośnie przygrzewało, a powietrze wypełniał słodki ptasi trel. Puchatek zaczynał właśnie dochodzić do siebie po imprezie jaką wyprawił z okazji swoich urodzin.

- Co ja ***** robię w wannie? - pomyślał Kubuś i bezskutecznie usiłował przypomnieć sobie w jaki sposób się w niej znalazł. Postanowił sprawdzić co z kumplami. Z trudem wygramolił się ze swojego legowiska i omijając wymiociny dotarł do drzwi łazienki. Obraz jaki ukazał się jego zapuchniętym oczom przeszedł najśmielsze oczekiwania.

- Cholera to musiała być świetna impreza, szkoda że nic nie pamiętam - pomyślał Puchatek.

Na środku pokoju obejmując pustą butelkę po winie i przykryty drabiną spał Tygrysek. Ubrany w kask motocyklowy Prosiaczek leżał z głową w rozbitym telewizorze, a nieprzytomny Króliczek co i raz z głuchym bulgotem rzygał przez sen na łóżko Puchatka. Kłapouchy również nie prezentował się najlepiej, co prawda siedział przy stole a z pyska sterczał mu dymiący papieros, jednak jego wzrok zdradzał poważne zakłócenia kontaktu ze światem.

- Czołem Kłapouchy - wypalił Kubuś

- ...sssichoo...uuurrrwaa - odrzekł Kłapouchy i pokazał mu fucka, co w tej sytuacji znaczyło mniej-więcej "od******l się, ale zrób to po cichu".

Puchatek pojął aluzję i w tej samej chwili uświadomił sobie, że zarówno on jak i jego goście potrzebują klina. Popędził więc przez las, biegnąc najszybciej jak potrafił, o ile oczywiście ciężki trucht skacowanego misia można nazwać biegiem. Cel był oczywisty: domek Babyjagi - Alkohole świata.

- W morde ***ane, coś tu nie gra - stwierdził gdy spocony dotarł na miejsce i zobaczył, że konstrukcja domku Abrakadabrahokuspokuskons tantynopolitańczykowianec zkitrzy potocznie zwanej ch***m uległa solidnemu naruszeniu. Cała chatka była mocno przekrzywiona na kurzej nóżce, na progu leżał zerwany szyld a drzwi poniewierały się kilka metrów dalej. Mimo to Puchatek uznając, że porządki w obejściu Babyjagi to nie jego sprawa wpadł do środka i wrzasnął do siedzącej w kącie postaci:

- Jeden Herakles na miejscu i osiem z zastawem, gazem *****!

- Nie mam wina, wszystko zabrała mafia z Bagiennej Polany - odrzekła Babajaga, a Puchatkowi pociemniało w oczach.

- Jaka ***** mafia, co ty ******lisz?! - pienił się Kubuś.

- Rumuńska mafia. Nie chciałam zapłacić im haraczu więc przyszli tu wczoraj, spuścili mi w******l, zdemolowali wszystko i zabrali aparaturę do produkcji Heraklesa. Nie będzie wina - łkała Babajaga.

- Jak to nie będzie wina?! *****, musisz coś jeszcze mieć, robiłem wczoraj urodziny, chłopaki są na kacu, jak nie przyniosę klina, to roz******lą pół lasu - darł się zdesperowany Puchatek.

- Ok Kubusiu, weź to - ostatnia butelka, chowałam na czarną godzinę, ale ty jesteś stałym klientem - rzekła Babajaga podając misiowi Heraklesa.

- Jedno wino na pięciu!!! ***ani Rumuni już nie żyjecie!!! - zaklinał się Kubuś

- Puchatku, jeśli uda wam się odzyskać moją aparaturę, przez miesiąc będziecie mogli pić Heraklesa za darmo - namawiała Babajaga

- Masz to jak w banku, dej ar ded! - zawieśniaczył Kubuś i pobiegł do domu unosząc ze sobą ostatnią flaszkę wina w całym lesie.

Kiedy dotarł na miejsce Tygrysek, Króliczek, Prosiaczek i Kłapouchy zdołali już z grubsza oprzytomnieć i powitali go gorąco.

- Dawaj! - krzyknął Tygrysek i rzucił się na butelkę.

- Zostaw, to dla wszystkich - bronił jabola miś.

- Przyniosłeś tylko jedno wino? oc********ś, czy jeszcze nie wytrzeźwiałeś - pytał Kłapouchy.

- Od***ało mu, od***ało mu - lamentował Króliczek.

- To nie moja wina, to przez Rumunów. Za***ali Babiejadze aparaturę do produkcji Heraklesa, to jedyna flaszka wina w całej okolicy. Abrakadabra... obiecała, że jeśli im do******limy, będziemy przez miesiąc pić Heraklesa za darmo - tłumaczył Kubuś

- Powoli, powoli, rozwalmy może najpierw te flachę, bo łeb mam jak ze szkła - nalegał Tygrysek. Po sprawiedliwym rozdzieleniu zawartości butelki i zebraniu broni nasi bohaterowie w bardzo złych humorach i z nieodpartą chęcią rozwalenia komuś łba ruszyli w kierunku Bagiennej Polany. Gdy dotarli na miejsce ich oczom ukazał się malowniczy widok osiedla domków z dykty, tektury i blachy falistej. Grube baby gotowały coś na ognisku, a dzieci trenowały "grę" na akordeonach. Kilku mężczyzn o wyglądzie alfonsów, ubranych w pedalskie kapelusiki grało w karty i popijało wino.

- Nasz Herakles, ci po****ieńcy piją nasze wino - pieklił się Prosiaczek.

- Kil em ol - wieśniaczył Tygrysek.

- Cicho, Kłapouchy, jaki masz plan? - zapytał Króliczek.

- Normalny. Za******lić ich wszystkich!!!

Poranną sielankę przerwała Rumunom seria z uzi Prosiaczka i grzmot obrzyna Kłapouchego, po czym cała brygada uzbrojona w kije i łańcuchy rzuciła się na obozowisko Rumunów.

- Bij zabij, za Heraklesa - darł się jak opętany Puchatek wywijając łańcuchem.

- Śmierć i płacz za wino przelane - bzdurzył Tygrysek

Nagły atak zaskoczył Rumunów, ale nie na długo. Szybko ochłonęli i chwycili za bejzbole. Brygada poszła w rozsypkę. Kłapouchy widząc nadbiegających wrogów wy***ał z obrzyna, pozbawiając dwu z nich głów, nie zdążył jednak załadować i widząc, że brudasy są zbyt blisko rzucił się na nich z zębami. Prosiaczek pruł z uzi długimi seriami, ale rumuni byli jak szarańcza, wciąż było ich pełno.

- ***** ostatni magazynek - pomyślał Prosiaczek i widząc jak Puchatek bierze harmonią po łbie, Króliczek pada pod ciosem flaszki a Tygrysek próbuje odciągnąć kilku brudasów od Kłapouchego, który gryzł i kopał jak wściekły, stwierdził, że sprawy przybrały zły obrót i zadecydował:

- Panowie sp********y!

Nie bez trudu nasza brygada oderwała się od Rumunów i potężnie poobijana rzuciła się w kierunku lasu. Nagle za nimi rozległ się huk a Prosiaczek zatoczył się, kwiknął i upadł w trawę. W ferworze walki Kłapouchy zgubił swojego obrzyna, a Rumuni nie zawahali się go użyć.

- Bierzmy go i do pana sowy - krzyknął Kłapouchy

- Za***ię brudasów, za***ię, za***ię - darł się kilka minut później Prosiaczek, gdy Pan Sowa wydłubywał mu z xxxx śruciny.

- Wy debile... - próbował zaznaczyć swą wyższość intelektualną Pan Sowa.

- Zamknij dziób i rób swoje ***any puchaczu - przerwał mu Kubuś.

- Przegięli pałę klocki - orzekł Króliczek przykładając sobie worek z lodem na czoło.

- Racja, potrzebne będą bardziej stanowcze środki - stwierdził Kłapouchy.

- No to jedziemy na Stadion - zaproponował Tgrysek.

Kilka godzin później, już po opatrzeniu guzów, ran i siniaków nasi bohaterowie byli już na Stadionie i krążyli w poszukiwaniu znajomego Rosjanina od którego swego czasu kupili spirytus.

- Wania, kałasz u tiebia jest? - zaczął jak zwykle bezpośrednio Puchatek.

- Oruże? Da jest - odrzekł Ruski

- Pakażi - rzucił Kłapouchy

- Haroszaja maszina, granatnik jest, pan bieri, bieri, promocjia, wiadro patronow gratis - namawiał kacap pokazując AK-47 z podwieszanym granatnikiem 40mm.

- Skolko? - zapytał Kubuś

- Dwiesti zielienych - odrzekł Wania

- Bierim tri - uciął sprawę Puchatek

- Przecież jest nas czterech - zauważył Tygrysek

- Tak ale dla Króliczka kałasz jest za ciężki, pożyczy uzi od Prosiaczka - wyjaśnił Kubuś.

Jakiś czas później Tygrysek, Kłapouchy, Puchatek i Króliczek wracali do lasu obciążeni bronią i wiadrami z amunicją.

- Teraz im w******limy - ekscytował się Króliczek

- Zrobimy madafakerom sądny dzień - wieśniaczył Tygrysek

- Szkoda tylko, żę musiałem na ten cel poświęcić prezent urodzinowy od was chłopaki. *****, dwieście pornosów "Człowiek o żelaznej lasce", "Munrejper", "Sperminator", tyle fajnych tytułów, ***any kacap zrobi na tym majątek, a ja nawet nie zdążyłem obejrzeć - klął Kubuś.

- Chodźmy zajrzeć do Prosiaczka - rzucił Kłapouchy.

Prosiaczek czuł się fatalnie. Nie dość że napuchła mu do gigantycznych rozmiarów i bolała nieznośnie, to na dodatek był krańcowo trzeźwy.

Kłapouchy przystąpił do układania planu taktycznego:

- Zrobimy tak: o świcie zaczaimy się na skraju lasu i rozwalimy tę pieprzoną wiochę. Tygrysek i Króliczek bierzecie lewe skrzydło, Puchatek prawe, a ja środek. Strzelajcie do wszystkiego co się rusza, nie brać jeńców, niech nie zostanie kamień na kamieniu.

- Oł kej - przytaknął z wieśniacki akcentem Tygrysek

Noc, która dzieliła naszych bohaterów od ataku na koczowisku Rumunów okazała się najdłuższa w ich życiu. Nie było kompletnie nic do wypicia, w dodatku zaplanowane przez Kłapouchego pokaz filmów instruktażowych: "Pluton", "Rok w piekle" i "Czas apokalipsy" nie wypalił, bo wideo Prosiaczka było zepsute. Niestety od czasu którejś z imprez gdy Puchatek pomylił je z mikrofalówką i wepchnął do środka zapiekankę nie działało.

Było jeszcze ciemno, niebo ledwie różowiło się na wschodzie, gdy Puchatek, Kłapouchy, Królik i Tygrysek zaczaili się w krzakach na skraju Bagiennej Polany.

- Czas na was brudasy - Puchatek zarepetował kałasza.

Wysmarowany na czarno sadzą, z czerwoną opaską na czole Kłapouchy pośpiewywał:

,,You know the day destroys the night, night divines the day

Try to run, try to hide, Break on through to the other side..."

- Z głębi ran, z haszczy i nor zemsty nadszedł czas i przemoc. Ogień wolno gasł, już życie śpi, czekam aż jęknie wielki dzwon. Cienie skrzydlatych węży - przyszliśmy! - od rzeczy pieprzył naćpany Tygrysek.

Rumuni tymczasem spali spokojnie, nie przeczuwając nadchodzącej masakry. Jeden z nich wypełzł z pudła, chwiejnym krokiem podszedł w kierunku lasu, kucnął niedaleko Króliczka i zaczął się wypróżniać.

- Tego już za wiele, nie będzie mi s****iel xxxx pokazywał - stwierdził Króliczek i pociągnął za spust. Długa seria pozbawiła rumuna nerek, przyrodzenia i życia. Na koczowisko spadł grad kul:

Pociski bez trudu dziurawiły dyktę, tekturę i blachę. Cała czwórka strzelał przez 20 minut, siejąc śmierć i zniszczenie oraz zużywając 17 kilo amunicji.

- Panowie, czas na wykończenie roboty, naprzód! - wrzasnął Kłapouchy.

Puchatek, Kłapouchy, Królik i Tygrysek wpadli do obozowiska.

- DOOM! - ryknął Kłapouchy i jednym strzałem z granatnika zamienił karton po bananach, akordeon, Rumuna i pluszowego misia w trociny. Tygrysek dobił kolbą pełzającego Rumuna a Króliczek wygarnął do innego, który chciał uciekać. Trafił w nogi. Kubuś podszedł do rannego brudasa i przystawił mu lufę do czoła.

- Za co? Za co? - darł się przerażony Rumun, patrząc błagalnie w przekrwione oczy misia.

- ZA PROSIACZKA! - beznamiętnie wycedził Puchatek i pociągnął za spust.

Kiedy już wszyscy Rumuni udali się do krainy wiecznych żebrów, a nasi bohaterowie unosząc odzyskaną aparaturę do wyrobu wina, worek wyżebranych przez rumunów monet i trzy cudem ocalałe butelki Heraklesa szli w kierunku lasu, na polanę wjechał na rowerze gajowy i rzeczowo stwierdził:

- O *****!

Zlustrował polanę, która przypominała raczej wysypisko organów niż spokojny leśny zakątek. Nie mogąc wyjść ze zdziwienia zapytał:

- Panowie, co wy tu ***** robicie?

- Co się gapisz, nas tu ***** nie było! sp*******j pukiś cały - ostrzegał Tygrysek otwierając wino.

Leśniczy jednak nie słyszał, albo był głupi i nie chciał słyszeć:

- Panowie, tak nie można! Co wyście narobili! Przecież tu turyści z Niemiec mieli przyjechać na polowanie, zapłacili by markami, a wy za***aliście wszystkich bez pardonu i nawet zarobku z tego nie będzie - lamętował gajowy.

Tego było już za wiele jak dla Kłapouchego, krótka seria definitywnie zakończyła konwersację i karierę leśniczego.

- Wyrwałem chwasta - podsumował osioł.

Dwa dni później nasi bohaterowie siedzieli przed domkiem Prosiaczka i raczyli się najnowszym, darmowym produktem Babyjagi: Herakles - Liberator Special Płońsk Aperitif.

- Za***iście, miesiąc picia za darmo - ekscytował się Prosiaczek.

- I jeszcze drugi za tę kasę z worka zdobytego na rumunach, będzie tego ze 30 kilo, szkoda tylko, że najwyższy nominał to 50 groszy - dywagował podpity Tygrysek.

- Widzieliście jak za***ałem tego srającego Rumuna - chwalił się Króliczek.

- Odpuść, słuchaliśmy tego ze dwanaście razy - nalegał Prosiaczek.

- Ale widzieliście jak go za***ałem...

- Królik skończ! - prosił Kłapouch

- Ale widzieliście...

- Pij, nie ******l! - ryknął Puchatek

I w ten oto sposób, na tak zajmującej czynności jak chlanie jabola naszej brygadzie mijały kolejne, błogie dni.

CZĘŚĆ CZTERNASTA : SATERDAY NIGHT NEVER

Nastał piękny czerwcowy dzień. Kubuś obudził się świtkiem, (czyli na dworze już zmierzchało) trzęsąc się i dygocząc z zimna.

- Ale tu piździ - pomyślał.

- Co ja tu ***** robię? - to była druga myśl.

Nie dość, że był wymarznięty jakby się pieprzył z fokami, to na dodatek po głowie przewalało mu się cholernie głośne kołatanie: PUK! PUK! PUK! Pukanie powtórzyło się i skacowany bohater trzydniowej darmowej popijawy (już ostatniej z dostaw na koszt Abrakadabrahokuspokuskons tantynopolitańczykowianec zkitrzy, zwanej częściej ch***m) zajarzył, że ktoś puka do drzwi.

- Łots za gej chce toking łif mi! - ryknął w****iony budząc resztę obolałej ekipy.

- Do ****y nędzy wpuść go, ty łysy po***ie - rzekł bardzo głośno i dobitnie Królik - bo roz******li nam drzwi tym waleniem.

Puchatek z trudem ruszył obolałą du**ę w stronę drzwi, otworzył je po czym ocipiał ze zdumienia na widok pedalskiej mordy Szadiego.

- Przepraszam cię bardzo misiasiu, ale zgubiliśmy się z przyjaciółmi w tym wielkim lesie, a mieliśmy dać wieczorem specjalny koncert na przyjęciu u naszego znajomego. On mieszka w białym domku z ładnym białym płotkiem.

- O ***** panowie to Dżast Pipe - krzyknął Puchatek, który dopiero teraz otrząsnął się z szoku.

- Dawać ich tu - zaryczał Tygrys, aż resztki brudnego tynku opadły z odrapanego sufitu - zrobimy ciotom kocenie.

- Może wejdziecie do środka i coś nam zaśpiewacie - niespodziewanie grzecznie rzekł Prosiaczek.

- Coś ty ***** ocipiał ***any bekonie, czy nagle zaczęli ci się podobać tacy "chłopcy"?!

- Spoko panowie, aj got e plan - zawieśniaczył z niesamowitym akcentem Prosiaczek - najpierw ich zkocimy, a później za***iemy i wyślemy w trumnach do tego pedalskiego domku, do którego nie mogli trafić.

- Wy****iaście, dawać ich tu - wyraził swoją zgodę Puchatek i zamknął drzwi za zespołem bojsów.

- "Koloroweeeeeee..." - zaczął jodłować Szadi lecz przerwał mu Kłapouchy, który perfekcyjnie wymierzonym ruchem doprowadził do kontaktu jego pedalskiego ryja ze swoim twardym kopytem.

- No panowie, on już nigdy więcej nie weźmie do pyska - stwierdził niezmiernie zadowolony z siebie Kłapouchy.

Reszta zespołu z piskiem rzuciła się do drzwi, trafiła tam jednak na Puchatka, który wy***ał ich z powrotem na środek mieszkania trzymanym przez siebie kijbolem. Wprawa z jaką się nim posługiwał mówiła o ciężkich i regularnych treningach. Chwalebnego dzieła dokończyli Tygrys z Królikiem wiążąc ich tak, że sam Kóperfild by się nie wyplątał.

- Co ***** dalej panowie? - zapytał niepewnie Prosiaczek.

- Może zadzwonić po Pana Sowę, pewnie będzie chciał ich poznać, szczególnie Szadiego. To poznanie będzie bardzo wszechstronne, szczególnie od xxxx strony - Królik zaczął snuć fantazje.

- Nie da rady. ***any zboczeniec jest strasznie zajęty. Niedawno otworzył przedszkole - powiedział z obleśnym grymasem pyska Tygrys.

- To może ich gazem, a później do rowu - Kubuś był cholernie pomysłowy.

- E, Puchatek ty zawsze z tym gazem, lepiej niech Prosiaczek pójdzie do nory Gófera. Zanim go za***aliśmy chwalił się, że wykopał trumny - zakomenderował Tygrys.

- A jak mnie napadnie jakiś ***any grabarz i będzie chciał zajumać mi te trumny? - Prosiaczek na kacu zawsze widział same problemy.

- To pałą po łbie i do ziemi - uciął Puchatek - ZOMO nigdy nie widziałeś?

- Królik niech skołuje jakąś brykę - Tygrys odkrywał w sobie skłonności przywódcze - a ja pójdę do Babajagi po kilka flaszek Aperitifa.

Ledwo przebrzmiały te słowa, do mieszkania wparowali Łowcy Pip.

- Oni są nasi. Bierzemy ich. Są nam ***** potrzebni. Prosimy, dajcie je nam - Łowcy miękli z każdym słowem.

- A gdzie wasz przywódca Don Vasyl? - Puchatek kompletnie zignorował ich prośby.

- Ma problemy z płcią su*****n, odkąd ktoś mu za***ał giwerą w jajca - wytłumaczył drugi z Łowców Pip.

- By na powrót stać się chłopem, musi zruchać jakąś ciotę - wyjaśnił trzeci z nich - A Krzyś już go nie podnieca.

- Damy wam Szadiego, nada się? - Puchatek wpadł na dosłownie wy***any pomysł.

- Abso*****lutnie tak! - wyraziła swą opinię grupa miłośników WINA i Błękitu Paryża, zwanego też Piszczelówką.

- Wolnego panowie, nie ma nic za darmo - wtrącił się rozsądnie Kubuś - za godzinę macie ich oddać z powrotem, są nam potrzebni na wieczór. Przynieście też ***** kwasa, najtaniej wam wyjdzie na Centralnym.

- Okej Puchatku - rzekli zgodnie wszyscy Łowcy Pip i obaj wyszli ciągnąc za sobą grupkę jodłujących pip. Po chwili reszta brygady zaczęła się zbierać na miejscu.

- Puchatku dawaj zagrychę - powiedział Tygrys, który akurat zdążył przynieść Heraclesa - Classic Płońsk Aperitif - a tak przy okazji, to widziałem Królika jadącego czarną limuzyną przez podwórze proboszcza.

- Za***ałem klechę, su*****n nie chciał mi dać kluczyków od swojej nowej limuzyny - Królik na wejściu ubiegł wszystkie pytania - Mam też fajne ciuszki dla naszych nowych koleżanek - stwierdził rzucając w kąt zdobyte sutanny.

- No... panowie, bryka jest, ciuchy są...

- Mam te skrzynki - powiedział wchodząc Prosiaczek i zrzucił komplet pięciu trumien - będzie prezent dla Krzycha na 13 urodziny.

- ...ciuchy są, wino też jest, więc na co czekamy - dokończył wyraźnie zbity z tropu Puchatek otwierając zębami butelkę.

W za***iście alkoholowej atmosferze szybko minęła godzina soł Łowcy Pip odstawili z powrotem Dżast fajfusów, ubrali w sutanny, zapakowali ich w trumny i dorzucili gratis 3 kwasiki i speedy; wszystko rzecz jasna na ochotnika i z własnej nieprzymuszonej woli - Prosiaczek z uzi w prawej ręce potrafił być cholernie przekonywujący.

Pod dowództwem Tygrysa drużyna Wino-wajców załadowała trumny do limuzyny eks-proboszcza (trudno ******lić kazania mając rozjechaną głowę). Do Krzysia zdążyli dojechać w 10 minut (prowadził Tygrys, co spowodowało znaczny spadek populacji pieszych) w międzyczasie obalając sześciopak wina.

Mocno schlani wjechali limuzyną do salonu potrącając rozpaczającego Krzysia:

- Łaa, Łaa, gdzie jest Szadi, miał zatańczyć na moim przyjęciu urodzinowym.

- Mamy dla ciebie prezent w samochodzie - krzyknęli zgodnie Tygrys z Puchatkiem i Kłapouchym.

Po chwili pokój gościnny wypełnił rozpaczliwy pisk Krzysia:

- Na krowie kopytko, co zrobiliście mojemu ukochanemu Szadiemu, czemu ma takie wytrzeszczone oczy?

- Mam tego już ***** dość - sapnął Kłapouchy i zawołał:

- Tygrys, wsiadaj za kierownicę i zawieź ich na lody do tego nowego lokalu, co to go dopiero otworzyli na skraju Stumilowego Lasu. Będą mieli ostrą jazdę.

- Do "Skórzanych Rowerów"? - upewnił się Tygrysek.

- Tak, do nich - odkrzyknęli radośnie wszyscy, za wyjątkiem nieszczęśliwych pasażerów.

Tygrysek będący zacoolastym Gran Deft Ałtowcem pokonał trasę w dwie strony, w zaledwie 5,5 minety. Odjeżdżając od lokalu usłyszał bulgotliwy jęk Szadiego:

- Nieeeeoooeeeooeeooeoee...

- Zupełnie jakby ktoś zatkał zlew korkiem - pomyślał i dodał - a jednak Kłapek nie miał racji, chłopak ma przed sobą długą karierę.

Po chwili dosiadł się do przyjaciół żłopiących mózgotrzepa z potrójną siarką i roztrząsających następującą kwestię.

- Tak się ***** zastanawiam, czemu jestem w ch**a budynia ogolony? - Kubuś był cholernie zirytowany i wcale tego nie krył.

- Nie pamiętasz? - zdziwił się Tygrysek.

- Jak bym pamiętał, to bym się ***** twoja mać nie dopytywał - Puchatek z każdą chwilą był bardziej zdenerwowany.

- No więc - gramatycznie zaczął Tygrysek - w nocy, po dwóch porcjach tych sympatycznych grzybków co rosną u nas w lesie Królik ubzdurał sobie, że jest ***anym pasterzem owiec i najpierw dorwał cię jak spałeś w kącie, lecz ty Kubuś twarda się nie dałeś. Wtedy on się cholernie zbulwersował krzycząc:

- Już ja nauczę tą ***aną owcę moresu (sam nie wiedział co to znaczy), złapał za maszynkę do golenia i o******lił cię na skina - dokończył Tygrysek i wetknął Kubusiowi do ręki butelkę Heraclesa - chlapnij sobie, to cię ukoi.

- Włosy nie , na pewno odrosną - pocieszył go jeszcze Kłapouchy, po czym skupił się na trafieniu butelką do pyska.

Reszta ekipy nie miała jednak podobnych problemów, szybko pokonali pozostałe na placu boju flaszki, po czym zapadli w niczym nie zakłócany, sześciopromilowy sen

CZĘŚĆ PIĘTNASTA : FOLLOW THE WIGHT RABBIT

-Uwagaaaaa!!!!

Ryk Tygryska poderwał na nogi Prosiaczka, który podskoczył z ławeczki (cała ekipa siedziała właśnie przed domem Królika i sączyła "Kozackoje Igristoje", nowy przebój w melinie BabaJagi) i upuścił na ziemię plastikowy kubek. "Kozackoje" było wytworem specjalistów zza wschodniej granicy i miało kopa podobnego do markowych siarkofrutów z Płońska. Gustowne plastikowe kubeczki to był aktualny wymysł Królika, który stwierdził, że "troszku kultury mieć, *****, trza". No więc cała ekipa postanowiła dać Królikowi trochę radości ("Niech ma coś od życia", jak stwierdził Puchatek) i postanowiła przez tydzień używać tych idiotycznych kubeczków. Prosiaczek popatrzył do góry i ze zmartwieniem pokiwał głową.

- Nie, no panowie trzeba coś z tym palantem zrobić. W końcu złamie sobie kark, czy wie co.

Tygrysek siedział na gałęzi pięć metrów nad nimi i z poważną miną wpatrywał się w dal.

- A co z nim? - wyburczał Kłapouchy, który był w****iony na cały świat z powodu tego idiotycznego pomysłu z kubeczkami.

- Co ma być? Wybrał się ku**s do kina...

- No, rozumiesz Kłapouchy. Zechciało się debilowi rozerwać kulturalnie, jakby wywalenie jabola z kolegami mu nie wystarczało - Puchatek odłożył na moment kubek i wtrącił się do rozmowy - No więc, *****, rozumiesz, polazł sobie chujek do kina i nawet nic nam nie powiedział.

- Po wała miał nam mówić?! - wydarł się Królik, u którego ostatnia porcja "Igristoje" wywołała nagły przypływ animuszu - I tak byśmy nie poszli! Od kiedy Prosiak zarzygał dwa rzędy, bo nie zdążył do klopa, nie wpuszczają nas do żadnego kina.

- Jakie, nie zdążył? Jakie, *****, nie zdążył? Nawet nie próbowałem zdążyć - oburzył się Prosiaczek.

- Siarap! - wrzasnął Puchatek - No więc, Kłapouchy, rozumiesz. Polazł ten cymbał do kina, ale wcześniej zapodał sobie dwa siarkofruty, zeżarł porcję kwachu i spalił skręta... No i go, *****, w kinie po***ało. Film wlazł mu do życia.

- Co... - zaczął Kłapouchy.

- "Matrix" - ze smutkiem stwierdził Puchatek - Ten kretyn twierdzi, że jest gdzieś indziej i uczy się latać.

- Uwagaaaaa!!! - ponownie ryknął Tygrysek. Nagle gwałtownie ruszył z miejsca, skoczył do góry, zamachał rękoma i efektownie z***ał się pod nogi Puchatka.

- Sam widzisz - Puchatek trącił nogą ledwo przytomnego Tygryska - Totalny po***.

- ******lę, idę się odlać - oświadczył Królik i powlókł się za róg domku.

Tygrysek powoli podnosił się z ziemi.

- O w mordę. *****, jakie to było realistyczne - wystękał i rozejrzał się po wszystkich - Jesteście ślepi, nie umiecie się wyzwolić. A tylko szerokie otwarcie na nowy światopogląd może...

- Nie, to już jest nie dobrze - stwierdził Kłapouchy - Jest gorzej niż źle.

- Te, Tygrysek - uśmiechnął się szelmowsko Prosiaczek - Gdzie komóra?

Tygrysek z przerażeniem zaczął przetrząsać kieszenie.

- Ja ******lę - wysapał z przerażeniem - Zgubiłem, nie mam łączności z Morfeuszem. To już koniec...

Gwałtownie poderwał się z ziemi i popędził w stronę lasu.

- No, a ty go jeszcze pod****iaj - wycedził Puchatek - Poleciał ku**s do lasu i wie co mu do łba strzeli. A jak wlizie na wyższe drzewo? Nie będzie czego ze łba zbierać...

- Co z tą komórą? - zagadnął Królik, który właśnie wrócił z krzaków.

- Wczoraj przy***ał jakiemuś palantowi w dresie - uśmiechnął się Prosiaczek - Zabrał mu komórę, bo stwierdził, że musi połączyć się z jakimś Morfinistą, czy wie czym.

- Idziemy - zawyrokował Puchatek i poderwał się z ławki - Jak znajdziemy tego debila, to w łeb, wiążemy i na trzy dni do piwniczki. I tylko chleb i wóda.

- Chyba woda? - zdziwił się Prosiaczek.

- Mózg ci od***ało? Trzy dni bez alkoholu? Mamy go wyleczyć, a nie wykończyć - Puchatek z politowaniem pokręcił głową.

Szli leśną ścieżką, gdy nagle Puchatek przystanął i skinął głową w stronę pobliskich krzaków, z których wystawała noga w czteropasiastym dresie.

- Czek it - polecił Puchatek.

Kłapouchy ostrożnie zajrzał między krzaki. Po chwili odwrócił się do kumpli i wzruszył ramionami.

- No to znalazł komórę... Ciekawe gdzie teraz poleciał?

- A co z tym tutaj? - zainteresował się Królik.

- z tym tutaj. Szukamy Tygryska, a nie oglądamy pobitych palantów. Idziemy - Kłapouchy ruszył do przodu.

- Czekaj, gdzie go, *****, chcesz znaleźć? W ****u drzew i krzaków. Zesramy się, a go nie znajdziemy - zmartwił się Prosiaczek.

- No to co robimy? - warknął Kłapouchy.

- Bierzemy tego fiuta do chaty. Może coś z niego wyciągniemy.

- Po***ało cię?! Chcesz takie gó**o do domu znosić? Sami znajdziemy Tygrycha!

- *****, Kłapouchy, myśl trochę! Tak będzie szybciej - Prosiaczek podrapał się w głowę - Może palant coś słyszał, wiesz, że Tygrysek próbuje teraz wszystkich uświadamiać. Może coś mu nagadał?

- Co mógł, do ****y nędzy nagadać! - Kłapouchy aż posiniał z nerwów - Przecież Tygrys ******li od rzeczy, sam widziałeś...

- Ale coś mógł usłyszeć! - wydarł się Prosiak.

- ch**a mógł! - darł się Kłapouchy - Nie będziemy taskać jakiegoś kutafona przez las!

- Zabieramy!!! - wrzeszczał Prosiaczek.

Wtem rozległ się wystrzał. Prosiaczek i Kłapouchy gwałtownie ucichli i wyciągnęli spod kurtek giwery.

- No to, *****, po problemie - rzeczowo stwierdził Królik.

Z krzaków gdzie leżał obecnie już denat wyszedł Puchatek. Zabezpieczył shotguna i schował pod płaszcz.

- Puchatek... - wyszeptał Prosiaczek - Od******liło ci? Mało mamy problemu z Tygrysem?

- Yyyy - zaczął niepewnie Puchatek - Wypadek, chciałem go postraszyć, żeby powiedział gdzie polazł Tygrysek i wypaliło...

- *****! - wrzasnął Królik - Jakie wypaliło? Po żeś wyciągał giwerę? Ten palant i tak by o wszystkim powiedział.

- No, tak - Puchatek zawstydzony grzebał nogą w piachu - Ale na jednym filmie widziałem...

Prosiaczek aż usiadł z wrażenia.

- Ja ******lę - wysapał - Ty też? Co jest, w du**ę jeża? Jakaś epidemia? Masz dziedziczny syf zamiast mózgu? Jaki film? Co ty ******lisz? Rozejrzyj się dookoła!

Puchatek tępo popatrzył po drzewach.

- No i? - zapytał niepewnie.

- Co, "no i"?! - ryknął Prosiaczek. - Żadne "no i"! Widzisz gdzieś napis "HOLLYWOOD"? Takie za***iście duże, białe literki?!

- Yyyy... Nie - stwierdził niepewnie Puchatek po chwili zastanowienia.

- No bo o to chodzi, ty durna pało, że nie jesteśmy w ***anym Hollywood! To nie jest, *****, film! Jasne?!

- No... - wymamrotał Puchatek.

- No i dobra, koniec ******lenia - włączył się do dyskusji Królik i ruszył dalej ścieżką - Idziemy szukać Tygryska.

- No, idziemy - kiwnął głową Kłapouchy - Tropem białego króliczka...

- Jakiś taki sraczkowaty, a nie biały - roześmiał się Puchatek.

- Kłapouchy, morda w kubeł - Królik obejrzał się przez ramię i groźnie spojrzał na Kłapouchego.

Przez długą chwilę szli w milczeniu. Wtem rozległ się znajomy ryk.

- Ratunku!!! - darł się z pobliskiego zagajnika Tygrysek - Agenci mnie dopadli! Chcą mnie wykasować.

Nasza gromada pędem ruszyła w stronę zagajnika.

- A niech mu tylko nic nie będzie - wydyszał w pędzie Puchatek - Przy******lę mu tak, że mu prążki ryja du**ą wyjdą...

Po chwili wpadli na małą polanę. Tygrysek stał przywiązany do jednego z drzew i z przerażeniem rozglądał się dookoła.

- Cały? - zapytał Prosiaczek - Te, *****, Neo. Nic ci nie jest?

- Jakie: "nic"? - spytał Puchatek - Ma na***ane we łbie jak sto sześćdziesiąt. To ma być: "nic"?

Tygrysek z przerażeniem wpatrywał się w grupę przyjaciół.

- Oni tu są... - wyjęczał - Cali w czerni, szukają mnie, wiedzą, że jestem wybrany.

- Nie: "wybrany", a po***any. To subtelna różnica - Puchatek pokręcił głową i zaczął odwiązywać Tygryska - Jednak masz talent. Ja sam bym się tak za cholerę nie przywiązał...

Nagle Puchatek znieruchomiał.

- Panowie... - wymruczał nie ruszając się z miejsca - Coś tu, *****, nie gra. Tygrys ma dwie lewe ręce i każdy to wie. W kółko strzela orły na ulicy, bo nie może sobie zawiązać sznurowadeł. A teraz stoi związany jak nie przymierzając "szynka babuni". Sam tego nie zrobił. No faken łej...

- Osz****pier... - zabełkotał Tygrysek - Za późno... Już po nas. Namierzyli nas i odcięli nas od centrali...

- A ten znowu - pokręcił głową Królik - Weź go który ******lnij, może się zamknie... Idę lać. Po tym syfie, co go ostatnio pijemy szczam jak pies.

Królik odwrócił się i...

- ***any świat - wyszeptał - Chłopaki, coś, *****, nie gra. Wszyscy obrócili się w stronę z której parę minut wcześniej przyszli.

- To oni! - zawył z przerażeniem Tygrysek - sp********ć! Nikt jeszcze nie przeżył spotkania z agentami.

Między drzewami stało trzech typków w czarnych garniturach i okularach przeciwsłonecznych. Pierwszy z nich wyciągnął z kieszeni telefon, wybrał numer i zaczął cicho rozmawiać. Nasi przyjaciele ze zdziwieniem spojrzeli po sobie.

- Koniec, nie mieszam więcej wińska z wódą - wystękał Kłapouchy - Widzę potem jakichś śmiesznych ludzików biegających po lesie.

- Też widzę - odparł wolno Puchatek - A ja od trzech dni jadę tylko na "Igristoje". Oni są live, i to bardziej niż CNN.

- Uciekajmy! - skowyczał Tygrysek - Znajdziemy inne wyjście z matrycy!

Puchatek gwałtownie pociągnął kolbą shotguna po łbie Tygryska. Tygrysek wywinął podwójnego aksla i glebnął na trawkę. Wszyscy przyjaciele spojrzeli ze zdziwieniem na Puchatka.

- Poważna sprawa - Puchatek skinął głową w stronę trzech gości w garniturach - Lepiej będzie dla Tygrysa jak na jakiś czas faktycznie odpocznie w matrixie. Jeszcze coś by mu do łba strzeliło, wiecie jaki z niego nerwowy rocznik...

- Patrzcie go, w mordę - uśmiechnął się krzywo Prosiaczek - Znalazła się "siła spokoju". A kto gościowi zmienił rysy twarzy przy pomocy pocisku dum-dum?

Brygada zaczęła podchodzić kolesi.

- Panowie, oni nas ciągłe, *****, ignorują - Królik wyglądał na poirytowanego - Strzelamy czy pytamy?

- Spoko, Królik - Kłapouchy wysunął się do przodu - Kulturka musi być. Ja to załatwię.

Podszedł jeszcze kilka kroków do gości w czerni.

- *****, w ch**a tniecie, czy co? - zaczął zgodnie z protokołem dyplomatycznym Kłapouchy - Co wam od***ało, żeby wiązać Tygryska do drzewa? Brykał by sobie spokojnie po lasku, walnął jakąś flachę, może by gdzieś wyrwał jakąś niezłą du**ę... A wy co? Do drzewa i spokój, tak?

- Cicho, mały - gość z komórą w ręce spojrzał groźnie na Kłapouchego - Już kończę...

- W mordę, *****, jaja sobie robicie?! - wydarł się Kłapouchy - wy*********ć z lasu jak grzecznie proszą, bo jak nie to przestanę być uprzejmy!

Gość schował telefon do kieszeni, przeszedł koło Kłapouchego i stanął przed Puchatkiem.

- Pan Puchatek?

- Nie, *****, Królik - wysapał Puchatek. - Co, nie widać?

- Panowie - facet w czerni poprawił okulary na nosie - Spokojnie. Znacie już pana Kudłatego, prawda.

Puchatek podrapał się w łepek.

- Coś było... No jasne. Ten w du**ę dęty meksykaniec z walizką. Ale wszystko oddaliśmy.

- No właśnie o to chodzi, że nie oddaliście. Jesteście winni panu Kudłatemu zawartość walizki plus odsetki. Tysiąc dolarów za każdy dzień zwłoki.

Królik parsknął śmiechem.

- Nie, no ***** gość ma talent. Człowieku idź do szkoły aktorskiej. Tam szukają takich komików... Przecież wasz kurier zabrał całą przesyłkę. Idźcie do domu, co będziecie tak...

Facet gwałtownie uderzył Królika pięścią w tchawicę. Królik charcząc wylądował na kolanach.

- *****, przeginacie - warknął Kłapouchy i sięgnął za pazuchę. W tym momencie poczuł przy głowie dwie lufy. Dwaj pozostali goście, którzy stali koło niego trzymali w łapach po gnacie i wtykali mu je do uszu.

- No i jak, Panie Puchatek - gość, z którym rozmawiali ściągnął okulary - Oddajecie?

- *****, kretynie, wszystko oddaliśmy - wystękał Puchatek.

- Jak chcesz - facet wzruszył ramionami. W momencie gdy naciskał spust Puchatek zniknął jakby zapadł się pod ziemię.

- Co jest... - wystękał szef grupy. - Co to ma być?

- Szefie - odezwał się jeden z pozostałych - Coś tu nie gra. Zawsze zostawał trup, a dzisiaj...

- Ja was ocalę! - Tygrysek, który właśnie się ocknął zaczął biec przez polanę chcąc rzucić się na napastników.

- Długi, Wąski. Skasujcie tego błazna.

Dwaj faceci jednocześnie podnieśli pistolety i wystrzelili.

- *****, to po nim - jęknął Kłapouchy - Szkoda Tygryska, fajny był z niego herbatnik. Co on, do ciężkiego ch**a, robi?

- Zaczyna wierzyć - poważnie wyszeptał Prosiaczek. W tej chwili Tygrysek raptownie zatrzymał się w pędzie i opadł ślizgiem na ziemię mijając przelatujące pociski.

Wykorzystując konsternację przeciwnika Kłapouchy, Prosiaczek i Królik rzucili się na kolesi w garniturkach, którzy w starciu jeden na jeden byli bez szans.

Po chwili leżeli podziurawieni jak sito.

- S****ysyny - wycharczał Królik - Żyj i pozwól umrzeć...

- No i co robimy? - Prosiaczek niezdecydowany patrzył na Kłapouchego.

- Jak to co? Bierz Tygryska, ja biorę Puchatka i znikamy. Hołm, słit hołm, jak to się mówi. Obalimy flachę, a Tygrysa damy do komórki. Tak jak było ustalone. Odechce mu się odstawiać takie po******lone sztuczki.

- A ciała?

- A co ja, *****, Zakład Oczyszczania Lasu? im w du**ę, jak napisał jakiś poeta...

Towarzystwo wolno powlekło się w stronę chatki.

Następny słoneczny lipcowy poranek rozpoczął się od wycia Tygryska.

- Wyyyyyyypuście mnie stąd! Przecież sami widzieliście! Ja wyminąłem lecące kule, a Puchatek raptem zniknął! My naprawdę jesteśmy w matrycy!

- Stul japę po***ie - rozległ się głos Kłapouchego - po prostu jak biegłeś wy***ałeś się o korzeń a potem pojechałeś na lisim gównie, tylko dlatego jeszcze żyjesz.

- Właśnie, a ja wpadłem do jednej z dziur, które zostały w lesie po tym zafajdanym Goferze - dodał Puchatek - oprzytomnij wreszcie!

- Jak mawia agentka Scully, każde zjawisko można naukowo wyjaśnić - dorzucił swoje Królik i pociągnął łyk "Kozackoje Igristoje" z plastikowego kubeczka.

Tygrysek nie dał się jednak do końca przekonać...

CZĘŚĆ SZESNASTA : GREEN POWER

Był piękny sierpniowy poranek... Królik, Kłapouchy, Prosiaczek, Tygrysek i Puchatek siedzieli w domku tego ostatniego. To znaczy Kłapouchy siedział, bo jako najbardziej doświadczonemu zawodnikowi udało mu się nie osunąć pod stół podczas wczorajszej libacji. Reszta towarzystwa była malowniczo rozłożona na wszystkich meblach. Najgorzej czuł się Prosiaczek, który pomylił HERACLESA - Classic Płońsk Aperitif z Borygo (faktem jest, że smak, zapach i kolor były identyczne, więc nawet taki koneser dał się zwieść).

Przed osłem stała za***istych rozmiarów faja wodna skonstruowana z wiadra, dwóch gumowych węży i obciętej końcówki lufy od dwururki nabitej gigantyczną ilością trawy. Kłapek błogo zaciągał się dymem, który po fachowym przetrzymaniu w płucach wypuszczał pionowo w górę. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak mała ciuchcia stojąca na bocznicy.

- Wiesz Królik, niezłe to zielsko, miałeś rację, żeby obok tej debilnej marchewki zasiać zagon gandzi.

- A ty ***** myślałeś, że co? Ja mam wyłącznie dobre pomysły - stwierdził skromnie Królik - ekstra nasionka, specjalnie zmodyfikowane do hodowli w chłodnym klimacie, mejdin Holland.

- Fakt, że pięknie wyrosły w tym roku, takie wybujałe. A hodowla eksperymentalna w piwnicy też się pięknie rozwija - zauważył Tygrysek i dodał - wiadomo, Polska - zielone płuca Europy.

- A jak przyjdzie Bystry Rydz to powiemy, że wszystko jest legalnie, przecież te pięć hektarów to wyłącznie na własny użytek - roześmiał się Puchatek - zresztą możemy mu coś odpalić, niech kapitan ma trochę relaksu.

- Ty, cwana gapa, nie bądź taki ku*****o szybki, nie ty wyhodowałeś, nie ty będziesz rozdawał - zaperzył się Króliczek i cisnął w Puchatka butelką, upewniwszy się najpierw czy nie pozostała w niej ani kropla Heraclesa.

- Spokój złamasy, czuję się jakby we łbie ktoś mi jeździł czołgiem, a wy ciągle drzecie te w ****ę ***ane mordy! - Tygrysek jak zwykle obudził się negatywnie nastawiony do rzeczywistości. W ciszy, jaka chwilowo zapadła, dało się usłyszeć dziwne hałasy dobiegające z zewnątrz oraz śpiewy w stylu "wszystko co nasze Polsceee oddamy"

- Co to, *****, jest? - zagadnął Puchatek.

- Może to te cioty z Radia Maryja. Chcą odbudować przekaźnik - jęknął Prosiaczek, po czym przewrócił się na drugi bok - nasz las to jedyne miejsce w kraju gdzie nie docierają fale tego upierdliwego radia.

- Fak it - stwierdził z wieśniackim akcentem Królik.

- Posłuchajcie, ktoś tu lizie... - rzekł Tygrysek.

Wtem do domu wpadł Krzyś i fiknął kozła na bełcie jednego z naszych bohaterów, lądując w następnym. Brygada zgodnie wpadła w brecht.

- Ała. Moja biedna głowa - rzekł Krzyś, poprawiając nażelowaną fryzurę i powoli wstając. Ubrany był w odblaskowe białe dresy z obowiązkowymi czterema paskami (czwarty dorzucił mu gratis sprzedawca w zamian za zrobienie loda), za***iście zielone odblaskowe "addidasy" oraz szpanerskie ciemne okularki. Z kieszeni wystawał mu ku*****o duży słoik z wazeliną - prezent urodzinowy od pana Sowy.

- Czego tu szukasz amatorze cudzych odbytów? - warknął Prosiaczek.

- Może chcesz żeby ci wsadzić obtłuczoną butelkę w dupsko? Mamy tu kilka takich - zaczął dopytywać się Kłapouchy.

- Załogo, nie uwierzycie! - wykrzyknął w podnieceniu Krzyś - przyjechali...

- To im w du**ę! - stwierdził Tygrysek, a Prosiaczek przezornie wyjął swoje ukochane Uzi.

- Przypominam sobie patrząc w jej oczy małe, gdy ci ssałem, a potem mnie od tyłu brałeś - zaczął cicho rapować Kłapouchy - ty głupia cipo, to tekst jakby pisany idealnie dla ciebie - stwierdził.

- Nie, nie, nie rozumiecie - przyjechali harcerze! - zakrzyknął Krzyś - idę się zapisać! Po czym wybiegł z domu.

- Nigdy nie wiem, o co chodzi temu pedałowi. Co to są szalbierze? - spytał Tygrysek, który jeszcze nie do końca się obudził.

- Harcerze, pało - poprawił Prosiaczek - to takie cioty, co jeżdżą do lasu na obozy, aby zbierać jagódki, dokarmiać zwierzątka, nosić zielne mundurki i chustki, słuchać rozkazów i robić "Baczność! Spocznij!".

- Innymi słowy pipy jakich mało? - odrzekł po chwili zastanowienia Kłapołuchy.

- Sytuacja jest poważna - podsumował Prosiaczek.

- Taa. Łi mast destroj dem, or przyjedzie ich tu więcej - powiedział z wieśniackim akcentem Tygrysek.

Tymczasem Króliczek zaczął wyglądać przez okno. Z każdą sekundą jego mina wyrażała coraz większe przerażenie.

- Ja ******lę, chłopaki! Musicie mi pomóc! Jakieś geje rozstawiają namioty obok mojego ogródka! Zaraz zadepczą całą uprawę marychy! Trzeba im wpiździć!

- To jest, *****, skandal! - wykrzyczał oburzony do granic Tygrysek, po czym poczerwieniał jak ruska dziwka.

- Nie bulwersuj się tak, bo ci gały wyskoczą z orbit! - zauważył Prosiaczek.

Kłapouchy milcząc przystąpił do rutynowych czynności: czyszczenia i ładowania broni, sprawdzania wyposażenia, ostrzenia noży. Tymczasem Puchatek, jakby wolny od wszechobecnych trosk wstał po kolejną butelkę. Wyjmował właśnie wino, gdy ktoś zapukał do drzwi.

- Ani chwili spokoju - mruknął Puchatek, po czym podszedł do drzwi. Otworzył.

- A ty kim jesteś? - zapytała postać w zielonym mundurku i śmiesznej czapce.

- Jo Sem Netoperek - odparł Kubuś.

- Bo widzisz, mamy teraz grę, a tu gdzieś miał czekać mój druh drużynowy... - powiedział znowu tamten.

- Zaraz, zaraz... - mruknął Puchatek - czy ty przypadkiem nie jesteś harcerzem? - zapytał sięgając po przedmiot za szafą.

- Tak! Zastępowy Wrona melduje się na punkcie... - nie dokończył gość. Nagły cios bejsbolem pozbawił go wszystkich zębów.

- A masz, ty pedalska cioto! - ryknął Kubuś.

Cała ekipa momentalnie poderwała się na nogi.

- Widzę, że za***ałeś s****iela! - Tygrysek był jak zwykle bezpośredni.

- Teraz wyślemy im jego kawałeczki - radował się Królik - o takie malutkie!

- Nie! Nabijmy go, *****, na pal! - krzyczał Kłapołuchy.

- Wsadźmy mu rozgrzane żelastwo w du**ę! - coraz głośniej wrzeszczał Prosiaczek.

- Zamknijcie ryje! To ja mu przy******liłem i ja wymyślę co z nim zrobić! - krzyknął Puchatek.

- Więc dobra, mądralo. Co z nim robimy? - spytał nieufnie Tygrysek.

Kubuś miał właśnie odpowiedzieć, gdy do drzwi zapukał kolejny gość.

- Co to, *****, jest? Autostrada? - ryknął Puchatek - jeśli to znowu jakaś ciota, to nie wyjdzie stąd cało!

Tymczasem do domu wpadła cała brygada ubrana w czarne skóry. Byli to Łowcy Pip, jednak nie było z nimi ich lidera DonVasyla.

- Siemanko, niezłe wdzianko... - począł głucho rapować Kłapołuchy.

- Słyszeliśmy, że w okolicy są jakieś pipy - zagadnął czwarty z Łowców - są nam bardzo potrzebne, DonVasyl ma kłopoty z erekcją, jeśli nie za******li jakiejś pipy nie będzie mógł zerżnąć już żadnego ****iszcza, ****y, a nawet ****iątka.

- To bardzo przykre, tak chcieć i nie móc - zauważył filozoficznie Prosiaczek - ale mamy dobre wieści: wasz przywódca przepiłuje jeszcze niejedną szparkę.

- Taa. W okolicy jest cały obóz pełen pip. To zjazd pip z całej Polski. - odpowiedział Prosiaczek.

- To my lecimy po DonVasyla! - stwierdził ósmy z nich.

- Dobry pomysł - zawtórował piąty z nich.

- Na co więc czekamy? - spytał giermek, po czym obydwaj wybiegli z domku.

- Panowie, trzeba coś wymyślić. Musimy się pozbyć tych zielonkawych zafajdańców z lasu! - rzekł po chwili namysłu Tygrysek - i lepiej się pośpieszmy, zanim ci porypani Łowcy Pip wkroczą do akcji, nigdy nic dobrego z tego nie wynika.

- Eureka! Odkryłem! Veni, Vedi, Van-Damme! - wykrzyknął Prosiaczek - Pójdziemy na posterunek policji i powiemy, że w lesie odbywa się właśnie zjazd pedofilii - naturystów. Komendant ich zgarnie i jeszcze będzie nam tak wdzięczny, że pewnie coś odpali, a my nawet nie będziemy musieli wchodzić do tego zadupnego obozu. Jest za gorąco żeby się bić.

- Świetny pomysł, Prosiaczku. - stwierdził Tygrysek. - chyba wiem jak załatwić tych zielonych popaprańców...

Po czym cała grupa udała się na posterunek. Po przybyciu na miejsce Tygrysek tajemniczo zakomunikował:

- Chłopaki, zaprowadźcie szeryfa do obozu, spotkamy się później!

Po czym zniknął w zaroślach. Reszta brygada zapukała do drzwi opatrzonych tabliczką, którą ktoś przemalował na "Polucja". W drzwiach stanął kapitan Bystry Rydz..

- Ahoj, panie władzo! Wiemy, że pan kapitan jest niestrudzonym obrońcą porządku i ładu moralnego w lesie - zaczął Puchatek, który był mistrzem włazidupstwa - dlatego chcemy zameldować o strasznym naruszeniu prawa! W okolicy znajduje się nielegalny, kryminalny obóz, założony przez zorganizowaną grupę przestępczą!

- Tak. Zanieczyszczają wodę! - zawtórował Kłapołuchy.

- Niszczą przyrodę i wycinają las! - dodał Królik.

- Napastują sarenki! - krzyknął Prosiaczek.

- I utrzymują stosunki analne! - dorzucił swoje Puchatek.

- Tak dalej być nie będzie! - wykrzyknął oburzony kapitan - zbiorę swoich ludzi i zamkniemy towarzystwo.

Już po chwili wszyscy stali kilkadziesiąt metrów od obozu.

- Poczekajcie, ja z nimi pogadam - powiedział kapitan, po czym wojskowym krokiem udał się do namiotów. Jednakże Bystry Rydz błyskawicznie wrócił i wściekły orzekł:

- Wszystko wydaje się być w porządku. Jest czysto i cicho. I mają zezwolenie na pobyt - Kapitan robił wrażenie zawiedzionego - a wam, dowcipnisie, odechce się głupich żartów! - zwrócił się do naszych bohaterów. Już miał się na nich rzucić, gdy ktoś krzyknął:

- Te, niebieski! Pała ci wystaje!

Był to Tygrysek, przebrany w mundur harcerski i stojący na głównym placu obozu.

- Coś ty gówniarzu powiedział? - ryknął Bystry Rydz.

- Pałą go, pałą go, pałą go i w łeb... - zaczął śpiewać Tygrysek.

- Ostrzegam, jeszcze słowo i... - darł się kapitan.

- Bystry Rydz śpi z pałą na wierzchu! Psy do suk! ******lić policję! Twoja pała już sparciała!

- Miarka się przebrała! Zamykamy obóz!

Po czym kapitan i jego ludzie rzucili się na harcerzy i rozpoczęli pacyfikowanie (pałowanie). Tygrysek w ostatniej chwili zdołał zrzucić mundur i schować się w krzakach. Przerażeni harcerze rozpierzchli się na wszystkie strony, ale i tak dosięgały ich ciosy pałek, granaty z gazem łzawiącym i gumowe kule. Po chwili wszyscy uczestnicy obozu leżeli pobici i skuci kajdankami. Co bardziej krewcy funkcjonariusze kopali leżących. Po bitwie (której ochoczo dopingowali nasi bohaterowie) kapitan podszedł do Puchatka i rzekł:

- Spełniliście dziś obywatelski obowiązek. Oto wasza nagroda. - rzekł dumnie Bystry Rydz, po czym wręczył bohaterom plik banknotów "zabezpieczonych" z obozowej kasy. Następnie odszedł, aby konwojować więźniów.

- Uff! Mało brakowało! - rzekł Puchatek.

- To, co cię nie zabije, uczyni cię silniejszym - zaczął filozofować Kłapouchy.

- W sumie to był bardzo udany dzień - skonstatował Króliczek - a kapitan nawet się nie zorientował, że stoi obok pola marihuany.

- On pewnie myśli, że gandzia rośnie w postaci plastikowych torebeczek, które zwisają z krzaków - roześmiał się Puchatek.

- No, i teraz mamy kasę na kolejną imprezę! I świat jest trochę lepszy! - odparł Tygrysek, po czym nasi bohaterowie udali się do BabyJagi, aby wydać swe ciężko zarobione pieniądze.

CZĘŚĆ SIEDEMNASTA : RABBIT'S HARD fu*k

Wstawał piękny wrześniowy poranek. Nasi bohaterowie jak zawsze zbierali się po ostatniej libacji.

-*****, jak mi łeb napierdala.- stwierdził Puchatek łapiąc się za głowę.

-Czy wiesz, o czym to świadczy?- zapytałProsiaczek.

-Eeeeeee... -odrzekł Kuba, intensywnie myśląc.

-No wiesz czy nie?

-Chyba musiało być za***iście.- rzekł po namyśle Puchatek.

-Nie chyba, ale na pewno. Zobacz na swoje mieszkanie.- powiedział Bekon.

I miał rację, bo takie pobojowisko nie powstaje nawet po wybuchu bomby atomowej, przejściu tornada, czy trzęsieniu Ziemi. Flegma Kłapouchego była nawet na suficie i powoli kapała mu na pysk, gdy ten dochodził do siebie. Stół, a raczej to co z niego zostało, leżał na podłodze ,a jedna z nóg była wbita królikowi centralnie w du**ę. Tygrys jeszcze spał spokojnie nie wiedząc nawet, że leży w największym bełcie w domu, gdyż przyjaciele go przypadkiem zarzygali, bo nie zdążyli do kibla.

-***** jego ******lona mać, musimy tu posprzątać no nie?

-Nie!!!!- rozdarł się Tygrys, który łyknął trochę flegmy leżącej koło niego- Wolę oglądać Kiepskich, jeszcze zdążę na powtórkę. To na razie.

Następnym, który się obudził, był Królik.

-Aaaaaaaa!!!!!!!!!!! Kto do ****y nędzy wbił mi nogę od stołu w du**ę? Co wy se myślicie, że ja jestem Krzyś Szadi Ciotewski i lubię takie przyjemności?

-O ile pamiętam, to krzyczałeś, żeby wsadzić to głębiej, bo cię to podnieca.- zaczął Kuba.

-No, a okazało się, że twój ku**s nawet nie drgnął.-dokończył za misia Prosiak

-Czyli, że ja jestem... impotentem...-załamał się Królik

-Nie załamuj się tak wcześnie, podobno wymyślono na to lek. Zaraz jak on się nazywa? Wi... Wia... No... Viagra ( Dużą, bo to cudowny środek).- pocieszył kumpla Kuba.

-A gdzie to można dostać ?

-No jak to gdzie w aptece, no wiesz w miejscu, gdzie ludzie chorzy kupują lekarstwa.- zaczął Prosiak podkreślać chorobę biednego Królika.

W tym momencie doszedł do siebie Kłapouchy, popatrzył na zegarek i szybko krzyknął:

-***** Kiepscy!!!!!- i szybko pobiegł do domku

-Chodźmy do pana Sowy, może on pomoże.- zaproponował Puchatek.

-Dobra.- odparli dwaj towarzysze

Szli w ciszy, gdyż przygnębiony Królik jakimś cudem, to znaczy przerażony swoją chorobą, przestał mówić, nawet nie wspomniał dawnych czasów, jak rozwalili Rumunów, czy też ich najdłuższe libacje, gdy mieli HERACLESA przez cały miesiąc za darmo. Na ich szczęście nie szli długo. Gdy dotarli do pana Sowy, drzwi otworzył im nagi Krzyś.

-*****, pipa, co ty tu robisz?- zapytał Kuba.

-Kochanie- krzyknął Krzyś do Sowy- mamy gości.

-Moja noga nie przekroczy progu tego domu.- wpienił się Królik.

Na te słowa Prosiak wyciągnął swojego wiernego uzi i wycelował w Krzysia.

-Daj!!!- krzyknął i zaczął strzelać .

-Chodźcie do apteki.- powiedział Królik.

-Dobra, ale najpierw idziemy do Baby Jagi i kupimy sobie parę HERACLESÓW- oznajmił Kuba.

Po drodze spotkali Tygryska i Kłapouchego.

-Jak tam Kiepscy?- zapytał Prosiak.

-Wspaniale, nawet nie wiecie, ile oni mają z nami wspólnego.-bronił się Tygrys.

-Znaczy, że prowadzą kumpla, impotenta do apteki po Viagrę?- zaczął Kuba.

-Bardzo śmieszne.-powiedział Królik.

-Okej.- zawieśniaczył Tygrysek- Idziemy z wami.

I tak nasza brygada zaczęła iść do apteki.

-*****, jak mi się chce pić.- powiedział Kłapouchy, który od rana nic jeszcze nie pił.

-Chce ci się pić, mi się chce lać, możemy się zgrać.- Tygrys jak zwykle zaczął udawać debila, chociaż wcale nie musiał udawać.

-Mi też.- wystękał Prosiak.

-To chodźmy do Baby Jagi, to jest po drodze.

Gdy dotarli na miejsce, zapomnieli, po co przyszli ( oczywiście z powodu dużego ubytku szarych komórek po ostatniej imprezie).

-Yyyyyy... -zaczął Prosiaczek.

-Tak, tak wiem, o co chodzi.-powiedziała Baba Jaga i podała im dwa sześciopaki wina HERACLES PŁOŃSK-APERRITIFF.- Za to, że jesteście stałymi klientami macie tu gratis pięć butelek NAPOJU BOGUFF.

-Dzięki.- powiedziała brygada i zaczęła opróżniać butelki.

Po opróżnieniu butelek zaczęli iść w kierunku apteki.

-Panowie, *****, coś tu jest nie tak- spostrzegł Kuba.

-Rzeczywiście, to nie jest nasz stumilowy las. No chyba, że wczoraj wybudowali tu drogę przelotową, postawili kilkanaście tysięcy domów i przywieźli kilkaset tysięcy ludzi.- potwierdził podejrzenia kolegi Tygrysek.

-Wiecie co, wydaje mi się, że jesteśmy we Wrocławiu.- stwierdził Bekon.

-To chodźmy zobaczyć, jak kręcą Kiepskich.- podniecił się Kłapouchy.

-Dobra idziemy, bo nam nie dasz spokoju.

Zaczęli iść. Gdy dotarli na miejsce, zobaczyli, jak Ferdek Jełop Kiepski żłopie piwsko. Puchatek nerwowo nie wytrzymał:

-***** po***ie, dawaj to piwo.

Wyrwał piwo Ferdkowi i zaczął je pić. W tym momencie otoczyła ich ochrona:

-sp********ć, bo skończycie w szpitalu.- powiedział jeden z bodygardów.

Tygryskowi puściły nerwy.

-Dobra, *****, sami tego chcieliście.

Wepchnął ich do mieszkania Żyda Paździocha i zamknął się z nimi w środku. Kumple wraz z Ferdkiem zaczęli się przysłuchiwać. Słychać było rozbijane szkło, upadające meble i lament Paździocha, że Tygrys demoluje mu mieszkanie (lament: ***** przestań, wiesz, ile dałem za to piw? Tylko nie sznurem od żelazka! Odłóż ten telewizor! Aaa...). Potem słyszeli jakieś niepokojące jęki, więc Puchatek postanowił otworzyć drzwi. Widok był przerażający : wybite okna, kilka dziur w ścianie, dwóch ochroniarzy z połamanym kręgosłupem i sześciu z podciętymi żyłami, Paździoch z telewizorem na głowie i Tygrys rżnący właśnie jego żonę (tradycja- Tygrys nie ma gustu).

-Żebym ja tak mógł, ach.- pomyślał Królik.

-Dobra, Tygrys, kończ zabawę, mamy tu robotę.- powiedział Kuba wyciągając swojego gana i celując nim w Ferdka.

-Panowie to znaczy zwierzaki, kurde, dogadajmy się.- zaproponował Ferdziu.

-Dobra.- powiedział Kuba- Dawajcie wszystkie browary i całą kasę.

-No i dorzućcie nam tę no... ***** jak jej tam ?! No Mariolkę.- powiedział Tygrys (udowadniając tym, że nie ma gustu).

-A po ci taka brzydula!- zdziwił się Prosiaczek

-Dla Królika. Kiedy kupi Viagrę, żeby miał co po***ać.

-Wolę Kangurzycę.- zdenerwował się Królik.

-Dobra, ***** , migiem.- powiedział lekko zdenerwowany Puchatek powolnością sterroryzowanej ekipy kręcącej ?Świat według Kiepskich?.- Ty, *****, Walduś ?Cycu?, dawaj mi kluczyki od swojego samochodu!

-Mmmmm... Mmmaaa... Mmmmassszzz.- wystękał przerażony Walduś.

-Babka, pokaż no ten wózek.- powiedział Kłapouchy, zwalając Babkę z wózka, nie okazując przy tym ani trochę człowieczeństwa, a raczej pokazując swój sadyzm w stosunku do ludzi starszych.

-Oddawaj mi wózek kanalio!- wycedziła przez zęby Babka.

-Ty suko!- zdenerwował się Kłapcio celując swoim obrzynem w jej głowę- Przeproś, *****, przeproś!- darł się na Babkę Kłapek- Nie przepraszasz, to giń dziwko!!!- wypowiadając te słowa nacisnął na spust i mózg Babki znalazł się na szybie, po czym zaczął powolutku się ześlizgiwać.

W tym czasie reszta brygady zamykała już bagażnik Mercedesa wypełnionego po brzegi piwem MOCNY FULL.

-Kłapouchy sp********y, ktoś z nich wezwał gliny!!!- krzyknął Kuba odpalając Merca.

-Dobra tylko się pożegnam.- po tych słowach Walduś i Ferdek poczuli twardość kolby obrzyna Kłapouchego na swych jajach.

-Dobra Królik zaraz będziemy w jakiejś aptece.-oznajmił Kuba- Ale najpierw za***iemy tych gejów z Just 5!!!!

-Jakich gejów???- zapytał się Bekon.

-Tych co idą tu po ulicy, widzisz?- oświecił kumpla Puchatek.

Zaraz wybiegli z czarnego Merca i otoczyli pedałów.

-Pożyczcie, *****, na wino.- grzecznie poprosił Kuba.

-Ach ty brutalu, gdzie są twoje maniery?- zapytał z pedalskim akcentem Szadi.

-Nie wytrzymam!!!- rozdarł się Prosiaczek wyciągając wiernego uzi z kieszeni- Wyskakiwać, *****, z kasy i to już!!!

Zespół zaczął szukać gdzie by tu uciec, ale mieli pecha, bo dzielna brygada otoczyła ich idealnie. Nasi bohaterowie przewrócili pedałów i zaczęli ich kopać.

-Dobra są nieprzytomni, przeszukać.- wydał rozkaz Puchatek.

Znaleźli przy frajerach około 900 zetów, adres Krzysia, nagie zdjęcie Krzysia (u Szadiego) i numer sex-telefonu dla gejów.

-*****, ale będzie popijawa.-podniecił się Tygrys.

-Chłopaki ten s****iel coś sobie wepchnął w gacie.- zaalarmował ich Królik.

-Ściągaj, *****, gacie.- powiedział wściekły Tygrys.

-Nie ma nic. Pewnie se wsadził do xxxx.- zmartwił się Kłapek.

Prosiaczkowi na dobre puściły nerwy. Wsadził najgłębiej jak mógł swojego uizika Szadiemu do gardła, a ten biedny, spanikowany gej zesrał się ze strachu. Jego gó**o składało się z około 30 kartoników LSD.

-Łał.- zawieśniaczył Bekon.- To chyba nowość LSD w czopkach.

-O ***** ale będzie impreza!!!- Tygrys był niesamowicie podjarany.

-Dobra kończymy z nimi.- oznajmił Kuba.- Kula w łeb i do piachu.

Szadi przeraził się jeszcze bardziej.

-POMOCY!!!!!!!- rozdarł się spanikowany gej

-Ludzie, biją Dżastów!!!- krzyknął ktoś z przechodniów.

-Panowie sp********y!!!!- krzyknął Puchatek.

-Masz szczęście ty mały pedale.- powiedział Kłapek.

-Teraz odwiedź Krzysia ty pedale jeden!!- rzekł Bekon do Szadiego wpychając mu garść żyletek w du**ę.

Po tym zajściu nasza brygada zaczęła dalej szukać apteki. Gdy jakąś znaleźli, zatrzymali samochód, wysiedli i weszli do budynku. Apteka była duża, to znaczy miała duże zapasy wszystkiego. Na szczęście nie było kolejki, więc nasi bohaterowie zaczęli zakupy.

-Poproszę cztery opakowania Viagry.- powiedział Królik.

-Tak, oczywiście, proszę.-sprzedawca położył Viagrę na ladzie.-Coś jeszcze?

-Nie to wszystko.

-200 złotych.

-***** co !? Ile!?- zapytał z niedowierzaniem Królik.

-200 złotych.- powtórzył aptekarz.

-*****, wiedziałem, że to będzie zły dzień.-powiedział Królik i już miał dawać sprzedawcy kasę, gdy Prosiaczek wpakował cały magazynek w pazernego aptekarza.

-Szybko do magazynu, musi mieć tego więcej.-powiedział Kuba- Aha, Tygrys opróżnij kasę fiskalną.

W magazynie przypadkiem natknęli się na około 300 literków spirytusu, 400 opakowań Viagry i kilka kilogramów LSD( oczywiście z przemytu ). Tygrys też miał szczęście, bo w kasie było 692 złote i 45 groszy. W parę minut opróżnili cały magazyn.

-Te ludzie, patrzcie tu są nawet kondony testowane dermatologicznie. -oznajmił kumplom Tygrys.

-To bierz i sp********y. - odszczekał mu Kuba.

-Ile? - zapytał Tygrys.

-Chyba wszystkie, nie!!- zdenerwował się Kuba, wybiegając z kartonem spirytu.- Czekamy w samochodzie, pośpiesz się!!!

-Okej, już idę.

Tygrys spokojnie wszedł do auta i powiedział, nie kryjąc swojego podjarania:

-***** twojego brata za***ana mać, ale będzie impreza!!!

-Nikt z nas nie ma brata. - odrzekł Prosiaczek.

-No to co. Powiedzieć se nie można?

-Zamknąć się, *****! - zdenerwował się Kłapouchy.

Po tych słowach nikt nie zamierzał się odzywać, bo każdy się bał rozwścieczonego Kłapcia.

Wreszcie gdy dojechali, zaczęli rozładowywać cenny ładunek. Nie trwało to długo, gdyż po prostu każdy chciał już się na***ać w trzy xxxx. Pierwszy otworzył piwo Kuba.

-Ja ******lę, to piwo jest jakieś dziwne, ono smakuje jak woda.

-Patrzcie to piwo jest bezalkoholowe!- zaalarmował Tygrys.

-***** mać, a tak się cieszyłem, że nareszcie się na******lę za friko.- zmartwił się Prosiaczek.

-Na szczęście mamy jeszcze spirytus.- przypomniał Królik - Aha, idziemy do Kangurzycy, bo mam ochotę dupczyć.

-Ty chciałbyś dupczyć? Przecież jesteś impotentem!- zaczął śmiać się z kolegi Tygrys.

-Czy tobie benzyna, spirytus, wino, piwo, butapren, denaturat, maryśka, faje, świerszczyki i inne przyjemności mózg zeżarły do reszty? Przecież mam Viagrę, po***any ******lcu!!!!

-Ołkej, *****, idziemy!- rozkazał Kuba- Ale weźmiemy ze sobą trochę spirytu.

Każdy z bohaterów wziął po litrze i zaczął pić. Po jakiejś godzinie, zaliczając wszystkie drzewa po drodze, dotarli do domku Kangurzycy.

-Otwierać, *****, w tej chwili!!! Bo jak nie to se sam otworzę i będzie bolało.- krzyknął Prosiak, wymachując swym ch***m, do znajdującej się w środku Kangurzycy.

-Tak, tak, proszę.- wpuściła ich Kangurzyca- Mały sp*******j na dwór się pobawić!!!

-Dobrze mamo.- odpowiedziało Maleństwo i poszło w kierunku domku Krzysia, gdyż od dawna niczego nie ssało ani nie lizało.

Królik, gdy zobaczył ową damę bez wahania zeżarł kilka opakowań na raz. A Kangurzyca w międzyczasie siadła na stole i rozkraczyła nogi.

-Nie wytrzymam!!! -powiedział Bekon, po czym zaczął rżnąć Kangurzycę.

Robił to tak ostro i tak brutalnie, że nawet Tygrysek nie mógł wyjść z podziwu.

-*****, gdybym ja miał takiego wielkiego, to też bym tak robił. - zaczął się podniecać Kuba.

-Ale nie masz, a tak nawiasem mówiąc to masz najmniejszego z nas wszystkich, no po za królikiem oczywiście. - śmiał się z kolegi Tygrys.

W tym czasie dziwka miała już czwarty orgazm, a Prosiak jeszcze nie doszedł do jednego.

-Kończ już, *****, bo czuje, że mi staje - uradował się Królik.

I rzeczywiście, jego robił się coraz większy i twardszy, ale w pewnym momencie ? co dobre wszystko się kończy? i Królikowa pała tak nabrzmiała, że aż pękła.

-Aaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!! ***** ******lona mać!!!!!! Aaaaaaaaaaa!!!!!! - krzyczał z bólu Królik.

-Ha dobrze ci tak, nie trzeba było wp********ć tyle Viagry!!! - zaczęli się śmiać koledzy.

Jedynym, prawdziwym kolegą okazał się Kłapek, który rzucił Królikowi zastępczy środek przeciwbólowy - spirytus. Niestety butelka była otwarta i cała zawartość wylała się na biednego sadomasozwierza.

-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa aaaa!!!!!! - rozdarł się Królik po czym zemdlał.

Kuba nie tracąc czasu wezwał pana Sowę:

-Sowa, *****, masz 3 sekundy na zjawienie się w domku Kangurzycy, bo jak nie to pokażemy policji twoją wideotekę pornosów. Nooo... wiesz tych, gdzie są małe dzieci co ciągną ci druta ty nienasycony zboczeńcu!!!!

-Dobra, dobra już lecę.

Po chwili pan Sowa przyleciał i zaczął opatrywać rannego. Gdy skończył zaczął tradycyjne dochodzenie.

-Co tym razem zrobiliście Królikowi? Chyba wiecie, że mam już po dziurki w nosie naprawiania waszych rzezi dokonywanych na Króliku.

-Po pierwsze to nie twój za***any interes, a po drugie, czy masz na myśli te dziurki, w które wczoraj Krzyś wkładał ci ch**a, a ty stękałeś i mówiłeś żeby ci pchał głębiej??? - zaczął najeżdżać na pana Sowę Kuba.

-ku*****y podglądacze!!! Mam was w du**e!!!! - powiedział Sowa i poleciał.

-Ja tam nie idę, bo ją wczoraj lizał Krzyś. - odrzekł Bekon.

Teraz wszyscy skupili się na Króliku, który właśnie dochodził do siebie.

-Masz szczęście, że Sowa miał akurat ch**a orangutana, to go przyszył.- poinformował przyjaciela Kłapouchy - Nooo... i za jakieś parę dni będzie ci stawał.

-O.K. chłopaki chodźcie do mnie, mamy przecież trochę spirytu. Zrobimy sobie popijawę. - oznajmił Kuba.

Po 25 minutach dotarli do domku Puchatka i zaczęli kolejną, wielodniową libację.

CZĘŚĆ OSIEMNASTA: SHOPPING & FUCKING

- Booooli... - jęknął Puchatek. Chwilowo wolał nie otwierać oczu.

- Znaczy, że jeszcze żyjesz - wystękał Kłapouchy. Jego głos był dziwnie wygłuszony i miał

metaliczny pogłos.

Kubuś zaryzykował uniesienie powiek. Kiedy podwójny obraz połączył mniej więcej w jeden,

miś z wysiłkiem skoncentrował się na rejestrowaniu szczegółów otoczenia. Takich jak

Kłapouchy z łbem w wiadrze rzygowin, Tygrysek rozciągnięty na blacie beznogiego stołu

kuchennego, Prosiaczek chrapiący w wypełnionym do połowy bełtami zlewozmywaku czy

wreszcie, uśmiechający się błogo przez sen Królik, z którego xxxx wystawała przepychaczka do klopa.

- ... i jeszcze jedną lewatywę, siostro... - mamrotał przez sen.

- Obudź się ******lony długouchy ciotopedale! - nie wytrzymał Kubuś.

- O ranyyy! - wrzasnął Królik zrywając się na równe nogi. Rozejrzał się wokoło

nieprzytomnym wzrokiem i usiadł na podłodze.

- Ćlumpf! - przepychaczka przyssała się do pokrytej sraczkowatym linoleum podłogi. Jej

trzonek w całości zagłębił się w du**e długouchego.

- Ała*****nendza!!! - wrzasnął królik. - Czy już zawsze będę się, *****, budził z jakimś

badziewiem w dupsku?

- Zawsze - wyszczerzył zęby Puchatek. - Tak ładnie prosisz, żeby ci w nią coś wsadzić, zawsze

kiedy wypijesz piąte wino. Pakować cię nie będziemy, bo my pieprzonymi ciotami nie jesteśmy,

a po Krzysia nikomu nie chce się biegać. Zresztą on i tak woli być bierny. No więc pakujemy

to, co jest pod ręką. Ciesz się, że to nie był pogrzebacz.

- Slurpp - pop! - rozległo się, gdy Królik ostrożnie podniósł się z podłogi zostawiając za sobą

przepychaczkę.

Ten dzwięk obudził zanurzonego w zlewie Prosiaczka.

- *****aa! Pomocy, topię się - zawołał miotając się w rzygowinach.

- *****aa! Pomocy, spadam - wrzasnął obudzony jego krzykiem Tygrys.

- *****aa! Pomocy, oślepłem - zadudnił w wiadrze głos Kłapoucha.

- *****aa!!! Zamknąć parszywe ryje!!! - Puchatek odezwał się przytomnie. Tuż po

przebudzeniu, zanim jeszcze przyjdzie kaczor, zawsze miał paru minutowy moment, w którym

myślał logicznie i jasno. Mniej więcej do pierwszego klina. - Prosiak! Wcale się nie topisz.

Tygrys! Stół od poprzedniej biby nie ma nóg, więc nawet jak spadniesz z tych pięciu

centymetrów, to się durny chuju nie potłuczesz. Kłapouch! Po prostu, ***** nędza, wyjmij

głowę z ******lonego wiadra!

- Wybawco!!! - ryknęła wdzięczna trójka kompanów.

- Ale ja sobie tą przepychaczkę zapamiętam - warczał pod nosem niezadowolony Królik. -

Pedzia będą ze mnie robić, s****ysyny niedorobione...

Szybko okazało się, że do picia w domku Puchatka zostało już tylko paskudne bezalkoholowe

piwo "Mocny Full (rekwizyt filmowy)". Ale w gardle kołek, co począć - ekipa postanowiła

udać się do sklepu Baba Jagi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:)  ŻYCZĘ WSZYSTKIM MIŁEGO CZYTANIA  I JESZCZE MILSZEGO WEEKENDU

Dziękujemy za życzenia

Pracujący moderatorzy:)

Firmę w Polsce utrzymuje czynną od 1997 roku w Hamburgu od 2008 Roku więc nie robią na mnie wrażenia awatary i linki w stopce. Zajmuje się od zarania początków Black Hat Seo. Mam prawo do zapomnienia. Niech się firma Google zajmie sztuczną inteligencją zanim  Sam Altman ich wyprzedzi :) Moje stare konto https://www.forum.optymalizacja.com/profile/21-kill-bill/  :( boże jaki młody byłem i głupi. Wróciłem i wchodzę z drzwiami nie drzwiami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę. Warunki użytkowania Polityka prywatności